Spojrzał na Allena i uśmiechnął się delikatnie.
-Szukasz jakichś konstelacji? - zapytał.
-T..tak - odpowiedział, spuszczając wzrok. Chyba zrobiło mu się głupio, że został przyłapany.
-Szukasz czegoś konkretnego, czy tak po prostu, co się nawinie?
-W sumie to co się nawinie. Czegoś... znajomego.
-Chcesz poznać parę nowych?
-Dlaczego nie?
Nathaniel przysunął się do Allena i spojrzał jeszcze raz w niebo, by odnaleźć znane sobie konstelacje. Już po chwili pokazywał chłopakowi gwiazdozbiory jednorożca, smoka, gryfa i wiele innych.
Powietrze było ciepłe, a noc pogodna. Nathaniel wcale nie miał ochoty wracać do domu. Dobrze mu było z Alem pod tym pięknym, nocnym niebem.
Delikatnie chwycił chłopaka za rękę i ścisnął ją lekko, pogładził kciukiem jego kostki. Jego serce zatrzymało się na chwilę, gdy poczuł głowę chłopaka na swoim ramieniu. Zawahał się, jednak po chwili ułożył swoją głowę na czerwonej czuprynie przyjaciela.
Czuł się wspaniale.
Chciał, żeby to trwało wiecznie.
***
Wrócili do domu bardzo późno, a Nathaniel ani na chwilę nie puścił jego dłoni. Odprowadził Allena pod jego pokój, stanął przed nim i spojrzał w miedziane oczy chłopca, w które mógłby patrzyć bez przerwy do końca swojego życia.
Dotknął jego policzka i pogładził go delikatnie, uśmiechając się łagodnie. Jak zwykle nie wiedział, dlaczego to robi, ale coraz mniej go to obchodziło.
Ich czoła zetknęły się, Nat przymknął na chwilę oczy, po czym otworzył je, tęskniąc za miedzianym spojrzeniem chłopca. Poczuł, jak kolana się pod nim uginają, jak wszystkie jego wnętrzności robią salto w tył, a jego serce bije jak szalone. Drżącą dłonią uniósł twarz chłopaka, nie spuszczając wzroku z tych cudownych oczu. Poczuł oddech Allena na swoich ustach.
W ostatniej chwili rozmyślił się i dał przyjacielowi delikatnego całusa w kącik ust.
-Dobranoc, Allen - powiedział łagodnie, patrząc na chłopaka z blaskiem w oczach. -Słodkich snów, Lisku.
Odwrócił się i odszedł, ukrywając olbrzymi rumieniec na twarzy.
***
Leżał na łóżku, przytulając poduszkę do swojej klatki piersiowej. Usłyszał pukanie do drzwi, które po chwili uchyliły się.
Allen?
Nie, to tylko Serge. Wszedł powoli do pomieszczenia i zamknął drzwi, odchrząknął i usiadł na łóżku obok brata. Przez chwilę patrzyli na siebie, aż w końcu Serge się odezwał:
-Widziałem cię z Allenem.
-Och.
-Nat, czy... czy ty... jesteś... czy między wami coś jest?
-Nie wiem...
-Zachowujesz się przy nim inaczej, niż przy innych ludziach...
-Przy tobie też zachowuję się inaczej.
-Ale ja jestem twoim bratem - spojrzał na niego.
Nathaniel westchnął i spojrzał w sufit.
-Nie, nic między nami nie ma...
Niestety.
Co.
-Nat, rumienisz się.
-Jestem zmęczony.
-Jasne... - Serge wstał i podszedł do drzwi. Chwycił za klamkę i odwrócił się w stronę brata. -Pamiętaj, że kimkolwiek byś nie był, jesteś moim bratem. Kocham cię.
Nathaniel uśmiechnął się delikatnie.
-Też cię kocham, Serge.
-Dobranoc.
-Dobranoc, braciszku.
<Allen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz