Ogólnie dzień przebiegł mu w miłej atmosferze. Po jeździe konno wybrali się do miasteczka, tak jak obiecał Nat. Pochodzili po uliczkach, od czasu do czasu wchodząc do niektórych sklepów. Al kupił już niektóre rzeczy potrzebne na następny rok szkolny. Kiedy się zmęczyli, poszli do jednej z kawiarni, żeby spędzić czas na rozmowie i jedzeniu pysznych dyniowych ciasteczek. Niestety, w końcu musieli wrócić, ale oboje musieli przyznać, że dzień spędzili bardzo aktywnie i nie było żadnego problemu, żeby go powtórzyć.
Chłopak miał już nawet pomysł, co mogliby robić jutro.
Uśmiechnął się lekko, życzył dobranoc Gugu i bardzo szybko został wciągnięty w objęcia Morfeusza.
***
- Uhh... Jeszcze raz, co mam z tym zrobić?
Allen siłą powstrzymywał się od śmiechu.
- Odbić.
- Ale jak?!
- Przecież pokazywałem ci przed chwilą - westchnął.
- Nie, to nie dla mnie, naprawdę.
- Nie możesz się poddawać tak szybko! Zaczęliśmy niecałe piętnaście minut, a to wcale nie jest takie trudne!
- To pokaż mi jeszcze raz!
- Ale to już będzie ostatni! - zagroził, mimo uśmieszku na twarzy.
Czerwonowłosy jak zwykle wstał bardzo wcześnie i przygotował się na cały dzień. Był już o wiele bardziej pewny w poruszaniu się po domu Bloodshedów niż wczoraj. Bez towarzystwa Nata pozwiedzał korytarze, żeby chociaż odrobinę zapamiętać układ domu. Nie wchodził do pokojów, twierdząc, że nie powinien. Gdy wrócił do pokoju, popisał parę opowiadanek oraz spędził trochę czasu z Gugu. Rozmawiał z przyjacielem do momentu przyjścia drugiego. Z tamtym poszedł zjeść śniadanie, a później zwiedzać więcej posiadłości i spędzić trochę czasu w ogrodzie. Po obiedzie Al wpadł na pomysł, żeby zagrać w koszykówkę.
- Nie wiem, czy mamy tutaj odpowiedni sprzęt do grania w...?
- Koszykówkę.
- Właśnie, w koszykówkę.
- Uwierz mi, wystarczy mi tylko kawałek betonu.
Wziął piłkę ze swojego pokoju i właśnie tym sposobem znaleźli się właśnie we wcześniej wspomnianej sytuacji..
- Dobrze, dobrze. Obiecuję, że tym razem będę uważać.
- No mam nadzieję - zaśmiał się. - To naprawdę łatwe, opuszczasz piłkę, a ona samoistnie zaczyna się odbijać. Wtedy kładziesz na nią dłoń, napierasz i sprawiasz, żeby odbijała się bardziej. Tyle. Nic więcej. Co w tym trudnego? - zapytał, podnosząc brew.
Nat delikatnie się zarumienił i cicho odchrząknął.
- Nic...
- No właśnie! Gdybyś nie myślał o niebieskich migdałach lub o kimś, kto ci się podoba, to zapewne zrozumiałbyś na samym początku - wyśmiał.
- Hej! To wcale nie tak! - zarumienił się bardziej.
- Tak, tak - machnął ręką. - Powiedzmy, że ci wierzę - pokazał mu język.
Nat wyglądał, jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale drugi mu na to nie pozwolił, rzucając w niego piłką. Starszy szybko zareagował, łapiąc ją w ręce.
- Brawo za refleks.
- W końcu jestem Szukającym, prawda? Muszę mieć dobrą reakcję.
- W sumie to racja - zgodził się. - Dobrze, oddaj mi ją. Teraz spróbujesz mi ją odebrać.
I tak kontynuowali naukę, aż do późnego wieczora. Allen musiał przyznać, że nauka Nathaniela gry w koszykówkę była bardzo ciekawa, jak i w niektórych momentach zabawna. Miał tylko nadzieję, że Nat myślał to samo. Al żałował, że jego przyjaciel nie miał kosza do koszykówki, ale to można byłoby załatwić. Wystarczyło pójść do centrum Londynu i kupić najtańszą. Potrzebował tylko jego zgody, jakby nie było, to poniekąd był jego dom, a on był tylko gościem, nie mógł decydować o takich rzeczach. Zmęczeni od gry, jak i również od śmiechu, usiedli na jednej z ławek, patrząc na gwiazdy, które powoli zaczęły pojawiać się na niebie. Siedzieli w przyjemnej ciszy, przyglądając się im. Czerwonowłosy zmrużył oczy, żeby lepiej dostrzec znane mu konstelacje.
<Nat? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz