-Dziękuję, jest cudna - powiedział i uśmiechnął się szerzej.
To było niesamowite, jak chłopak na niego działał. Do tej pory Nathaniel uśmiechał się tylko do swojego brata i nie pozwalał nikomu mówić do siebie zdrobnieniem, za wyjątkiem Serge'a oczywiście. Nawet jego matka musiała zwracać się do niego pełnym imieniem!
-Chodźmy już - powiedział. -Dzisiaj zrobimy coś na dodatkową ocenę. Ach, słyszałem, że dostałeś ostatnio wysoką ocenę za eliksir Madany. Jestem z ciebie dumny, Al.
Allen zarumienił się delikatnie, do czego Nat już się przyzwyczaił. Pomyślał, że jest po prostu wstydliwym chłopcem, do tego nie prawiono mu komplementów zbyt często.
-A co to będzie za eliksir? - zapytał zainteresowany chłopak, kładąc podręcznik na stole.
-Właściwie to podręcznik nie będzie ci potrzebny. Przepisu w nim nie ma, ponieważ jest to jeden z najniebezpieczniejszych wywarów na świecie.
-To znaczy?
-Eliksir miłosny.
***
-Czemu jest taki niebezpieczny? - zapytał Allen w trakcie siekania jakichś ziół.
-Widzisz, uczucie przez niego wywołane nie jest prawdziwe. Do tego trudno później odwrócić proces. Jest wiele osób, które zostały poczęte pod jego wpływem, ale nie będą one nigdy w stanie naprawdę kogoś pokochać. Może i jest nazywany eliksirem miłosnym, ale tak naprawdę niszczy ludziom życie.
Allen zapewne zaczął zastanawiać się, dlaczego coś takiego znajduje się na liście na dodatkową ocenę, więc Nathaniel pospieszył z odpowiedzią:
-Często jest używany przez aurorów, żeby wydobyć informacje z ludzi, którzy są w nich tak "zakochani", że powiedzą im wszystko. Jeśli będziesz znał inne takie eliksiry, będziesz miał prostszą drogę do zostania aurorem. Coś mi mówi, że ty nie chcesz nim zostać, ale zarobisz wybitną ocenę.
-Ty też nie chcesz być aurorem, prawda? - zapytał Allen.
Nathaniel zamilkł, wbił wzrok w podłogę.
-Po czym poznałeś? - zapytał w końcu.
-Słyszałem twoją rozmowę z profesorem ONMS.
-Och.
Nathaniel zastanowił się chwilę. Właściwie, co mu szkodziło opowiedzieć o tym Allenowi?
-Wszyscy w mojej rodzinie są aurorami i oczekują tego samego ode mnie. Ja chciałbym być Magizoologiem, by móc badać te fantastyczne stworzenia. To Serge chce być aurorem, żeby... Nieważne. Mnie na pewno nie zadowoli ten zawód.
-Myślę, że powinieneś podążać za swoimi marzeniami, a nie ich - powiedział Allen, mieszając w kotle.
Oczy Nathaniela rozszerzyły się delikatnie i zalśniły, jednak po chwili chłopak doszedł do siebie, wstał i podszedł do Allena. Zajrzał mu przez ramię. Eliksir miał żrący, różowy kolor.
-Skończyłem. Ale jak się dowiemy, czy zadziałał?
-Bardzo prosto - odpowiedział Nathaniel, biorąc do ręki chochlę. -Gdyby sprawy zaszły za daleko, podaj mi to do wypicia - podał mu fiolkę z ciemnobrązowym płynem.
-Co ty...
-Po prostu mnie posłuchaj.
Allen wziął fiolkę z płynem do ręki i spojrzał na Nathaniela.
-A jeśli się nie udał?
-Ufam ci, Allen.
Wziął łyk eliksiru, po czym złapał się za głowę. Poczuł dłoń Allena na plecach, chłopak najwyraźniej się zaniepokoił. Po chwili jednak chłopak opuścił ręce i odwrócił się w stronę Allena z szerokim uśmiechem. Objął go w pasie i przyciągnął do siebie, spojrzał na niego maślanym wzrokiem i przechylił delikatnie głowę.
-Oj, Allen... - mruknął i przeczesał jego czerwoną grzywkę palcami.
Allen zarumienił się mocniej niż zwykle, na co Nathaniel zaśmiał się uroczo. Dał mu czułego całusa w czoło i pogłaskał go po głowie. Wziął jego twarz w dłonie i spojrzał mu prosto w oczy.
-Nie podobam ci się? - zapytał smutno. -Co mogę zrobić, abyś zmienił zdanie?
Allen rozejrzał się nerwowo, najwyraźniej nie wiedząc, co robić.
-Czy tobie też jest tak gorąco? - zapytał Nat, odwracając się bokiem do niego i poluzował swoją chustę, by pokazać Allenowi fragment swojego ciała.
Spojrzał na niego błyszczącymi oczami i uśmiechnął się delikatnie.
Rany, jak ten eliksir mocno wszedł.
-Jest coś, co możesz zrobić - powiedział w końcu Allen i wyciągnął przed siebie drżącą dłoń. -Wypij to.
-Tylko tyle? - zapytał.
-Tylko tyle.
Nathaniel wziął fiolkę i wypił płyn na raz, po czym zamrugał kilkukrotnie. Spojrzał na swoją chustę i szybko doprowadził swoją szatę do porządku.
-Działa - powiedział. -Piśnij o tym chociaż słowo, to własnoręcznie urwę ci głowę.
Allen zaśmiał się, a Nathaniel zrobił to samo. Później posprzątali po sobie i razem ruszyli w drogę powrotną.
***
Miał się odbyć bal na zakończenie roku szkolnego.
Nathaniel westchnął. Nie lubił tego typu imprez, chociażby dlatego, że prawie każda dziewczyna z młodszej klasy oczekiwała, że któryś z braci Bloodshed ją zaprosi.
Westchnął. Musiał napisać do matki list z prośbą o przysłanie wyjściowego stroju jego i Serge'a.
Zrobił to zaraz po korepetycjach z Adkinsem. Matka jak zwykle go nie zawiodła i przysłała je dużo przed czasem.
Nathaniel nie miał zamiaru nikogo zapraszać, tak jak w poprzednich latach, jednak gdy minął na korytarzu załamaną Susan zatrzymał się.
-Susan - powiedział.
-Tak? - spojrzała na niego, ocierając policzek.
Jego brat był strasznym palantem.
-Może chciałabyś iść na ten cały bal ze mną?
-Naprawdę chciałbyś iść ze mną? - zapytała z delikatnym zdziwieniem.
-Nie mogę patrzeć na twoją smutną buźkę, kochana - powiedział i otarł jej policzek rękawem swojej szaty.
Serge był największym palantem, jakiego znał. Ta dziewczyna tylko czekała z nadzieją, że ten blondas ją zaprosi, a on...
Opanuj się, Nathaniel.
-To jak? - zapytał. -Jako przyjaciele, oczywiście.
-Dlaczego nie - wzruszyła ramionami i uśmiechnęła się delikatnie. -Boję się tylko, że twoje wielbicielki zagonią mnie do ciemnego rogu i zamordują.
-Nie pozwolę na to - uśmiechnął się delikatnie. - Do zobaczenia!
-Pa! - pomachała mu na pożegnanie.
Zrobił to samo. Lubił tę dziewczynę. Lubił też Lucianę. Powoli zaczął zdawać sobie sprawę z tego, że zaczęli tworzyć zaufaną paczkę przyjaciół. Uśmiechnął się na tę myśl.
Nigdy wcześniej nie miał żadnych przyjaciół.
***
W końcu nadszedł ten dzień.
Czekał pod schodami razem z bratem i Lucianą na Allena i Susan.
Serge zaskoczył nawet swojego starszego brata.
Część włosów spiął w koczek, a część zostawił rozpuszczonych. Jak zwykle grzywka zasłaniała mu część twarzy. Wokół jego oczu widoczny był mocny, czarnofioletowy makijaż. Miał na sobie czarną, skórzaną kurtkę i spodnie tego samego koloru. Na nogach miał wysokie, ciężkie buty, którymi zapewne mógłby zabić za pomocą kopnięcia.
Jak dobrze, że nie kazano im zakładać garniturów i lakierek.
Nathaniel podszedł do tego nieco inaczej. Jego włosy były zaczesane do tyłu i delikatnie potraktowane żelem, do tego chłopak miał na sobie czarne, eleganckie jeansy i długi płaszcz. Kilka dziewcząt już zdążyło zaryć w ścianę na widok braci Bloodsed.
-Ładnie wyglądasz - rzucił Serge do Luciany.
-Dzięki - odpowiedziała.
W końcu przyszli Susan i Allen. Dziewczyna miała na sobie śliczną, niebieską sukienkę, która kontrastowała z jej rudymi włosami i zielonymi oczami.
Nathaniel spojrzał na swojego zarumienionego brata.
Nie wierzę, że to schrzaniłeś, pomyślał i wrócił wzrokiem do dziewczyny.
Allen też prezentował się całkiem...
Całkiem seksi.
Nathaniel nie wiedział, skąd ta myśl wzięła się w jego głowie i nakazał sobie opanowanie.
Wszyscy razem poszli w stronę wielkiej sali, która była teraz ładnie ozdobiona. Wszędzie były kwiaty i zwierzątka, które wyglądały jak żywe, chociaż w istocie były one po prostu efektem zaklęć profesorów. Ptaki, wiewiórki, Nathaniel mógłby przysiąc, że widział drzemiącego pod stołem niedźwiedzia.
-Zapraszamy wszystkich do tańca! - zawołał dyrektor.
Nathaniel wyciągnął dłoń do Susan, która przyjęła ją z delikatnym uśmiechem. Spojrzał na swojego brata, który przyszedł sam.
Palant.
-Świnia - mruknął Serge, kiedy już Nathaniel i Susan ich opuścili.
Spojrzał na Allena. Czyżby on także przyszedł sam?
-Coś cię trapi, Nat? - zapytała, spojrzał na nią. -Ups, wybacz. Zapomniałam, że tego nie lubisz.
-Nie szkodzi. Po prostu się zamyśliłem - powiedział.
Spojrzał na owiniętą na jego nadgarstku czarno-białą chustkę w kruki. Kiedy spojrzał na Allena wiedział, że chłopak ją zauważył.
Wrócił spojrzeniem do Susan i zaczął z nią miłą pogawędkę, uśmiechając się przy tym często i dużo się śmiejąc, jak nigdy.
Dobrze mieć przyjaciół.
<Allen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz