niedziela, 8 lipca 2018

Od Luciany do Susan

- Nic się nie stało - odparła, siadając obok Susan.
Kłamstwo. Stało się wiele, ale lepiej to ukryć, niż bardziej martwić dziewczynę. W dodatku po tych... wydarzeniach. W jej głowie skumulowało się dużo myśli, które analizowały wcześniejszą sytuację. Dlaczego Susan w pierwszej kolejności pomyślałaby, że uderzenie pięścią o lustro było dobrym pomysłem? Su wspominała o tym, że sama nie wie, dlaczego to zrobiła. Co nią więc kierowało? Uh, chyba nie powinna teraz o tym myśleć. Nie dość, że to nie jej sprawa, to jeszcze dyrektor obiecał, że sam się tym zajmie. Nie musiała się tym teraz martwić. Sprawą, o którą na pewno musiała się martwić, to spiknięcie ze sobą rudowłosej i Serge'a. Po tym wszystkim nie chciała o tym wspominać... przyjaciółce? Mogła ją tak nazwać, czy byłoby to zbyt duże określenie? Jakby nie było, znały się ledwie dwa dni, a poznały się poprzez uderzenie w twarz. Z drugiej strony słowo samo nasuwało jej się na język, kiedy o niej myślała. Na razie w rozmowach będzie używać określenia znajoma, o. Tak będzie bezpieczniej i nie będzie czuć się dziwnie, gdy się okaże, że Su nie myśli o nich, jak o przyjaciółkach.
Na czym to ona skończyła? A! Nie będzie wspominać nic, a nic o Serge'u oraz prawdopodobnej miłości do niej z jego strony. Nie chciała, żeby ta znowu się zdenerwowała i ponownie coś sobie zrobiła. Póki co nie będzie ryzykować, może później wróci do tematu. Teraz miała dużo czasu na wymyślenie planu. Miała nadzieję, że Feliciana szybko jej odpisze i pomoże w tej kwestii. W zeszłe wakacje nasłuchała się od niej wiele na temat jej swatania ze sobą uczniów. Na samo wspomnienie na twarzy Luciany pojawił się delikatny uśmiech. Tęskniła za siostrą. Pocieszała się, że zostało jeszcze tylko kilkanaście dni do wakacji. Dałaby radę. Potem będą miały całe dwa miesiące dla siebie. No, chyba, że ich macocha znowu coś wymyśli. Jakim cudem z rozmyślań o miłości Serge i Susan, doszła do swojej macochy?! Eh, musi przestać aż tak bardzo błądzić w myślach w ciągu lekcji.
A propo, jaka lekcja właśnie się odbywała...?
Włoszka dopiero teraz zauważyła, że mimo swoich myśli rozpakowała dobre podręczniki, a jej wzrok błądził po linijkach tekstu, który mieli przeczytać. Szkoda tylko, że nic z tego, co przeczytała, nie wiedziała. Westchnęła, trochę zbyt głośno, i wróciła do początku działu.
- Wszystko w porządku? - zapytała Susan.
Nie.
- Yep - odparła, nawet nie odrywając wzroku od podręcznika.
Nie wiedziała, kiedy ostatni raz było jakoś super w porządku, w jej przypadku. Zawsze działo się coś danego dnia, co psuło jej humor. Wczoraj "pożyczenie" zbyt dużej ilości pieniędzy, dzisiaj awantura przy śniadaniu. Plus prawie miałaby problem u dyrektora, gdyby nie fakt, że Susan złamała jej obietnicę i dyrek okazał się spoko gostkiem. Ah, życie było takie cudowne.
W końcu zadzwonił dzwonek, a ona zdała sobie sprawę, że na tej lekcji nie zrobili nic produktywnego. Czy to aby na pewno była normalna lekcja, czy ta na odrabianie zadań domowych? Ponownie westchnęła, chowając swoje rzeczy do torby. Zarzuciła ją sobie na ramię i krzywo uśmiechnęła się do towarzyszki.
- Teraz mamy różne lekcje, prawda?
- Chyba tak - zgodziła się.
- To do później?
- Do później.
Pomachały sobie i poszły w dwie różne strony. O dziwo, przystankiem Luciany nie była następna lekcja, a biblioteka.
- Tworzenie planu czas zacząć - mruknęła pod nosem.

<Susan? c: >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz