Na szczęście jej modły zostały wysłuchane, gdy wpadła do klasy, w której panowała istna anarchia. Tylko błagać, żeby reszta lekcji taka była.
***
To było dziwne.
Obudziła się o tej samej godzinie co zwykle, jednak coś było nie tak.
Pierwszy raz od wielu miesięcy była z tego powodu zadowolona. Zawsze miała zły humor, gdy musiała wstać godzinę wcześniej od innych, żeby móc się przygotować na lekcje, ale dzisiaj czuła się jak najbardziej wypoczęta i szczęśliwa.
To musiał być dobry dzień.
Nie było innej opcji.
Przeszła przez swoją poranną rutynę i szybko wybrała się na śniadanie. Zjadła owsiankę na, umyła zęby w swoim pokoju i pobiegła na lekcje.
Czyli jak każdy, zwykły dzień. Chociaż jedyną różnicą było to, że na jej ustach tkwił delikatny uśmiech. Osoby, które mijała, patrzyły na nią zszokowane. Co stało się ze zwykle wredną i chamską Lucianą?
- Hej, Luciana. Widzę, że dzisiaj jesteś w skowronkach.
Odwróciła się w stronę głosu, żeby spotkać się z Yuko stojącą obok.
- Oh... Cześć Yuko - przywitała dziewczynę.
Ta, zmarszczyła brwi, a na jej ustach pojawił się złośliwy uśmieszek.
- Co jest? Nie wydajesz się zadowolona z tego, że mnie widzisz - skrzyżowała ręce na piersi.
" - Bo nie jestem" - pomyślała.
- O, naprawdę? Ranisz mnie Lu.
Otworzyła szerzej oczy, patrząc na dziewczynę. Była pewna, że to tylko pomyślała, a nie powiedziała... W sumie nieważne. Skrzywiła się i spojrzała na jeden z zegarów wiszących na ścianie.
- Tak, a teraz pozwolisz, że pójdę na lekcje - mruknęła.
- Jasne Lu, widzimy się później.
- Nie nazywaj mnie Lu - warknęła w jej stronę z morderczym spojrzeniem.
- Będę mówić jak mi się podoba, nic z tym nie zrobisz - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy.
Luciana zacisnęła dłonie w pięści i minęła ją, licząc w głowie do dziesięciu, żeby się uspokoić.
Weszła do sali i zajęła miejsce w pierwszej ławce. Wyciągnęła podręczniki oraz kilka kawałków pergaminu wraz z kałamarzem i piórem.
- Hej.
Obok niej usiadła Susan.
- Hej - odpowiedziała dość nieprzyjemnym głosem.
Skrzywiła się z tego powodu, ale postanowiła to zignorować. Yuko całkowicie zepsuła jej humor, nie musiała się z tego tłumaczyć.
Lekcja minęła zaskakująco dobrze, a Luciana dowiedziała się kilku nowych rzeczy. Gdy tylko się skończyła, szybko się spakowała i wybiegła z sali. Nie chciała się dzisiaj z nikim użerać.
Kiedy tak sobie szła, nagle poczuła, jak ktoś łapie ją za nadgarstek i ciągnie w swoją stronę.
Oczywiście.
Yuko i Valeria.
- Czego chcecie? - zmrużyła oczy.
- Nah, czy my musimy od razu czegoś chcieć? - zapytała niewinnie Valeria.
- Zawsze czegoś chcecie - stwierdziła.
- No dobrze, masz rację Lu-
- Nie nazywaj mnie Lu... - powtórzyła, zaciskając pięści. Miała dość Yuko i jej zdrobnień, dlaczego nie potrafiła zrozumieć, że ich nie lubi?!
- Ale teraz chcemy pogadać. Dlaczego nas unikasz?
- A dlaczego nie miałabym? - syknęła. - Nasza przyjaźń ogranicza się do pieniędzy, prawda?
Valeria i Yuko spojrzały po sobie.
- Prawda - przyznała Valeria. - Ale Matthias ignoruje mnie od momentu, kiedy przestałaś się z nami zadawać - nadęła policzki.
Luciana przewróciła oczami. Tak, Matthias. Jego rodzice byli przyjaciółmi jej ojca i no cóż, chłopak wydawał się w niej zakochany, ale ona do niego nic nie czuła. W przeciwieństwie do Valerii, która się nim całkowicie zauroczyła. Nie dziwiła się, że nie chce z nią rozmawiać, jeśli niej nie było przy niej.
- Może dlatego, że się tobą nie interesuje? W sumie - przesunęła po niej wzrokiem. - Nie dziwię mu się.
- Ej! - ku jej zdziwieniu, to krzyknęła Yuko. - Jak śmiesz ją obrażać?!
- W porządku - powiedziała Valeria. - Chodźmy stąd, bo najwidoczniej ktoś nie ma humoru. Odezwij się, jak ci przejdzie, cześć - pomachała do niej i odeszła, ciągnąć za sobą Yuko, która patrzyła na nią z nienawiścią w oczach.
Luciana westchnęła, chowając twarz w dłoniach. W końcu sobie poszły...
Zdjęła ręce z twarzy, żeby zauważyć idącą w jej stronę Susan. No naprawdę? Czy nikt nie potrafił wziąć wskazówki, że dzisiaj nie chciała z nikim rozmawiać?
- To przez nie masz taki zły humor? - zapytała.
- Może - odpowiedziała.
Nie chciała jej powiedzieć prawdy, nie teraz, może nigdy. Nie potrzebowała współczucia i litościwych spojrzeń. Mogła przeżyć bez tego.
- Wiesz, Luciana... Jeśli coś będzie nie tak, zawsze możesz mi powiedzieć.
I wtedy Susan zrobiła coś, czego Luciana się nie spodziewała.
Przytuliła ją.
Zamarła w jej ramionach, a oczy się rozszerzyły.
Co-?
Dlaczego ona to zrobiła?!
Pierwszą jej reakcją było odepchnięcie jej. I to też zrobiła.
Susan sapnęła zaskoczona nagłym odepchnięciem. Luciana skrzyżowała ręce na piersi, patrząc w bok z rumieńcem na twarzy. Po chwili spojrzała na dziewczynę.
- P-Po co to zrobiłaś?!
- Myślałam-
- N-Nie powinnaś mnie przytulać, j-ja- - przerwał jej dzwonek.
Nim rudowłosa zdążyła zareagować, Luciana ją minęła, biegnąc prosto do swojej klasy. Nadal czuła ciepło na policzkach. To było zawstydzające. Bardzo.
***
Lekcje w końcu minęły, a w trakcie nich dziewczyna miała szansę się zastanowić nad wydarzeniami sprzed kilku godzin. Okey, zareagowała trochę pochopnie, musiała to przyznać, ale nie była przyzwyczajona do uścisków od nikogo innego, niż swoja bliźniaczka. Feliciana zawsze pokazywała jej swoją miłość w przeciwieństwie do ich rodziców. Byli zainteresowani tylko sobą i swoimi problemami.
Dobrze, było postanowione. Gdy tylko znajdzie Susan, przeprosi ją za swoją reakcję, mając nadzieję, że ta to zrozumie i nie będzie prosić o wyjaśnienia. W przeciwnym razie może nie być zbyt miło, a tego wolała uniknąć.
Nie chciała jednak jej szukać, więc poczłapała do biblioteki, tak jak zwykle robiła po lekcjach. Usiadła przy jednym z wolnych stolików i zaczęła odrabiać zadania domowe. Nie wiedziała, ile czasu minęło, kiedy nagle usłyszała chrząknięcie. Podniosła wzrok od pergaminu, widząc przed sobą Susan. Skrzywiła się lekko, czując się dziwnie niezręcznie w jej obecności.
<Susan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz