poniedziałek, 2 lipca 2018

Od Allena do Nathaniela

Czuł ból całego ciała.
To było okropne.
Co właściwie się stało? Nie potrafił sobie przypomnieć.
Otworzył oczy, rozglądając się wokół siebie.
Skrzydło szpitalne.
To było aż takie złe?
Odwrócił głowę w bok i zobaczył śpiącego Nathaniela, opierającego górną część ciała o łóżko. Uśmiechnął się delikatnie, podnosząc jedną z dłoni. Syknął na nagły ból. Spojrzał na nią, żeby zorientować się, że ma złamany nadgarstek.
Wspaniale.
Westchnął, kładąc rękę na włosach przyjaciela i zaczął je gładzić. Naprawdę musiał sobie przypomnieć, dlaczego tutaj trafił, ale w jego głowie nadal tkwiła pustka. Zamknął oczy z zamiarem powrotu do snu, ale usłyszał cichy skowyt. Zerknął na chłopaka, żeby zobaczyć, że jego twarz się skrzywiła. Pewnie coś mu się śniło, a zgadując po wyrazie twarzy, nie było to nic przyjemnego. Zjechał dłonią z włosów na jego ramie i zaczął lekko nim potrząsać.
- Nathaniel, Nat - mówił cicho, zaczynając potrząsać coraz mocniej.
W końcu chłopak się obudził i praktycznie od razu na niego spojrzał. Rzucił mu się na szyję, ku zaskoczeniu młodszego. Automatycznie odwzajemnił uścisk. Nie potrafił powstrzymać delikatnego rumieńca, gdy ten spojrzał głęboko w jego miedziane tęczówki. Oczy Nata były... Całkiem ładne musiał przyznać. Ich barwa była piękna i miała w sobie pewien błysk, którego Al nie potrafił zidentyfikować. Oderwał wzrok, kiedy poczuł, że ten łapie go za ręce i daje mu buziaka w czoło.
Czy uderzył mocno w głowę i miał amnezję, przez co nie pamiętał, że on i Bloodshet byli parą.
Bo szczerze, jego przyjaciel się teraz tak zachowywał.
- Martwiłem się o ciebie. Cieszę się, że nic ci nie jest, Lisku - powiedział.
Uśmiechnął się łagodnie. Zrobiło mu się ciepło na sercu, na wieść o tym, że ktoś się o niego martwił.
Pytanie tylko, do cholery, z jakiego powodu?!
- To miłe z twojej strony, ale... Co się właściwie stało? - zapytał.
Nathaniel zmarszczył brwi, patrząc na niego z niepokojem.
- Nie pamiętasz?
- Nie za bardzo.
- A co pamiętasz na pewno? - poprosił.
- Umm, obudziłem się, spotkałem cię na korytarzu, poszliśmy do łazienki i oddałeś mi kosmetyczkę, więc postanowiłem sobie zrobić makijaż.
- I...?
- To tyle.
Starszy chłopak westchnął, gładząc kciukami jego dłonie.
- Zostałeś pobity.
Oczy Allena się rozszerzyły.
Pobity?!
W szkole?!
Owszem, obrywał parę razy, ale nigdy nie było to na tyle poważne!
Jak na złość od razu do jego głowy wpadły wspomnienia ze swoim pijanym "ojcem" w roli głównej. Wszystkie awantury, krzyki, siniaki, pobicia-
- -llen!
-blizny, wizyty w szpitalach, łzy, krew-
- Allen!
Odszedł od swoich myśli, orientując się, że nadal jest w skrzydle szpitalnym. Tym razem Nat patrzył na niego jeszcze bardziej przestraszony niż wcześniej.
- Wszystko w porządku? - upewnił się.
- Nie - przyznał zgodnie z prawdą.
Nie wypadałoby go okłamywać.
- Ale wrócę do siebie - uspokoił go, lekko się uśmiechając.- To wszystko trochę mnie przerosło. Przepraszam, że cię martwiłem...
- Nie masz mnie za co przepraszać - zapewnił.- To nie była twoja wina, tylko tego skurwiela z Curiosicatu-
- To on mnie pobił? - podniósł brwi.
- Ta - rzucił jadowicie.
Wydawał się bardzo wkurzony na tego chłopaka, a Al mu się nie dziwił. Naprawdę chciałby sobie przypomnieć, co zaszło w tej łazience, ale nie chciał się do tego zmuszać. Prędzej czy później na pewno wspomnienia wrócą.
- Ile czasu już tutaj leżę?
- Znalazłem cię około godziny siedemnastej, nie pojawiłeś się w lochach na czas, więc zacząłem się niepokoić. Tutaj może cię przyniosłem około wpół do osiemnastej, co daje nam - zerknął na zegar - Około cztery godziny.
No tak, przecież za oknem nadal świecił księżyc, a na szafce nocnej nieopodal, świeciła się świeczka.
Kiwnął głową na jego słowa, poprawiając się nieco na łóżku.
- Mam nadzieję, że Gugu ma się dobrze.
- Jestem pewien, że tak. Jeśli chcesz, mogę go tutaj przeprowadzić.
- Nie, nie musisz. Poradzi sobie.
- Okey, jak chcesz. Na twoim miejscu wróciłbym spać, zgaduję, że jesteś zmęczony.
Jak na zawołanie, zaczął ziewać. Nathaniel zaśmiał się dobrodusznie.
- W porządku - mruknął.- Nigdzie się nie wybierasz, prawda?
"Zostań."
- Oczywiście, że nie! Będę tutaj aż do twojego ponownego przebudzenia i jeszcze później!
"Zawsze. Możesz być pewien, że już nigdy nie opuszczę twojego boku."
Allen uśmiechnął się, zamykając oczy. Już po chwili, zaczął przysypiać. Ostatnie co pamięta to coś ciepłego na swoim policzku i ciche: "Dobranoc, Lisku."

***

Po raz kolejny obudził się z samego rana. Spojrzał na zegar, żeby wywnioskować, że jest ósma rano. Nathaniel nadal spał w tej samej pozycji, w której spał zaledwie sześć godzin temu. Do jego łóżka podeszła pielęgniarka z pogodnym uśmiechem.
- Dzień dobry Allenie. Jak się dzisiaj czujesz?
- Nie jest źle, ale mogło być lepiej - odparł.
- To oczywiste - zgodziła się.
Sprawdziła jego obrażenia i zmieniła niektóre bandaże.
- Jeśli wszystko dobrze pójdzie, będziesz mógł wyjść już jutro.
Ucieszył się na tę odpowiedź. Łóżka były tutaj strasznie niewygodne i wolałby odpoczywać w swoim pokoju.
- Chcesz coś do jedzenia? - zapytała.
- Nie, na razie podziękuję.
Położył głowę z powrotem na poduszkę, patrząc w sufit. Zaczęło mu się strasznie nudzić, więc postanowił zacząć sobie nucić jakąś piosenkę pod nosem.
Leżał tak przez kilka minut, aż w końcu poczuł ruch obok siebie. Odwrócił głowę w stronę przyjaciela i uśmiechnął się, gdy zobaczył, że ma otwarte oczy.
- Dzień dobry - powitał go.

<Nat? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz