Czy on właśnie pocałował dłoń Luciany?
-Nat? - usłyszał.Spojrzał na nią nieco zaskoczony, dziewczyna wpatrywała się w niego zmartwiona.-Wszystko w porządku?
-Tak, tak. Zamyśliłem się.
Susan spojrzała w stronę, w którą wcześniej patrzył Nathaniel. Co mu się stało? Przecież to było normalne, że wobec damy należało zachowywać się jak dżentelmen.
-Jesteś zazdrosny? - zapytała. -O Lucianę?
-Nie - uśmiechnął się delikatnie.
Nie, nie o Lucianę był zazdrosny.
Ale to oznaczało, że...
Że był zazdrosny o Allena.
Zrobiło mu się ciepło i poczuł, jak na jego policzki wstępuje rumieniec. Nie miał pojęcia, co się z nim działo. Czyżby on... nie, na pewno nie.
-Nat? - Susan wydawała się coraz bardziej zmartwiona. Dotknęła delikatnie jego policzka. - Jesteś ciepły...
-To nic - powiedział, znów się uśmiechając. Podniósł wzrok, by zobaczyć wpatrującego się w niego morderczym spojrzeniem Serge'a. -Hej, braciszku. Muszę na chwilę odejść, zajmiesz się tą uroczą damą?
Nie czekając na odpowiedź niemal rzucił Susan w ramiona Serge'a. Oboje zarumienili się, gapiąc się nawzajem w swoje oczy. Nathaniel przewrócił oczami, zastanawiając się, ile czasu tu jeszcze potrwa, zanim się zorientują, że oboje są w sobie zakochani.
Minął Allena i Lucianę, którzy obejrzeli się za nim zaskoczeni i wszedł do łazienki, zatrzaskując za sobą drzwi. Odkręcił kran i oblał swoją twarz zimną wodą, po czym zakręcił kurek i oparł dłonie o umywalkę. Spojrzał w lustro.
Co się z nim, do cholery, działo?!
Za każdym razem, gdy ktokolwiek zbliżał się do Allena, Nathaniel czuł, jak coś się w nim gotuje, jak wzbiera w nim złość, gdy tylko ktoś pozwoli sobie na za dużo dotyku względem czerwonowłosego chłopca. Teraz, gdy zobaczył go z Lucianą...
Po prostu nigdy wcześniej nie miał przyjaciela i bał się, że Allen poświęci komuś więcej czasu. Proste.
Zaśmiał się cicho i pokręcił głową. Odwrócił się i zobaczył Allena, który wyraźnie zaniepokoił się stanem przyjaciela.
-Nat, wszystko w porządku?
-Jak najbardziej, Al - odpowiedział. -Już wracam na salę. Musiałem sobie coś przemyśleć - odgarnął z twarzy niesforny kosmyk, zamykając przy tym oczy i uśmiechając się nadzwyczaj uroczo. -Chodźmy.
Objął Allena ramieniem i razem wyszli z łazienki. Na miejscu zapewnił zaniepokojonych przyjaciół, że nic mu nie jest. Teraz stali jedną grupą, jak starzy, dobrzy znajomi. Nathaniel uśmiechnął się życzliwie do Luciany, po czym przepędził przystawiającego się do niej palanta.
Spojrzał na stojących obok siebie Susan i Serge'a, po czym przeniósł wzrok na Lucianę i uniósł brew. Był w bibliotece w tym samym czasie co ona i kątem oka zauważył tytuł książki, którą czytała.
"Poradnik dla par".
Dobrze, że ktoś się tym zajął, inaczej te bałwany nigdy się do siebie nie zbliżą, pomyślał i puścił Lucianie oczko.
Zabawa trwała do późna i całe szczęście, że następnego dnia był dzień wolny. Nathaniel chciał pobyć z przyjaciółmi bez problemów ze wstaniem następnego dnia.
W końcu senność wzięła górę i Nathaniel oznajmił, że idzie do siebie.
-Nie zostaniesz jeszcze? - zapytał Allen, chłopak mógłby przysiąc, że usłyszał w jego głosie nutkę smutku.
To przecież normalne, że ci smutno, kiedy przyjaciel odchodzi.
-Skoro tak ci zależy na moim towarzystwie, to chodź ze mną - powiedział.
Allen przez chwilę patrzył na chłopaka, po czym ruszył za nim. Ani się obejrzeli już byli pod dormitorium Mystervusu.
-Na mnie już czas...
-Hola - powiedział, łapiąc go za rękaw. -Jeszcze z tobą nie skończyłem.
-Ale to dormitorium...
-Trudno. I tak reszta za bardzo się mnie boi, by cokolwiek mi zrobić.
-No... dobra.
Nathaniel powiedział hasło, a kobieta na obrazie otworzyła przejście, patrząc pytająco na Allena. Weszli do środka.
-Tańczysz jak kaleka - powiedział Nathaniel, zdejmując płaszcz i rzucając go na swoje łóżko. Podszedł do chłopaka i chwycił jego dłonie. -Popatrz.
Umiejscowił jego dłonie na swojej talii, zaś swoje ramiona oplótł wokół jego szyi.
-Myślałem, że ją zadepczesz. Poruszaj się rytmicznie, o tak - ruszył do przodu. -Tył, bok, obrót, przód. Tył, bok, obrót, przód.
Robili to tak długo, aż Allen w końcu załapał. Teraz poruszali się płynnie po pokoju, a Nathaniel nie ganił go, gdy tamten go nadepnął, tylko powtarzał, że w końcu się nauczy. Poruszali się w kompletnej ciszy i gdyby nie księżyc nie widzieliby swoich twarzy, ale nie przeszkadzało mu to.
Wykończony chłopak usiadł na łóżko, a chłopak obok niego. W pewnym momencie Nathaniel poczuł, że musi coś powiedzieć przyjacielowi.
-Posłuchaj - wziął jego dłonie w swoje i spojrzał na chłopaka, jego szare oczy świeciły w blasku księżyca. - Ja... - westchnął, spuszczając wzrok. Przeniósł dłonie na policzki chłopaka i spojrzał prosto w jego oczy. -Jeszcze nigdy nie znałem kogoś takiego jak ty, Allenie Adkinsie. Dziękuję, że pojawiłeś się w moim życiu.
Tym razem nie widział, czy chłopak się rumieni, czy nie. Nie widział wyrazu jego twarzy. Widział tylko blask w jego cudownych, miedzianych oczach, najpiękniejszych, jakie Nathaniel kiedykolwiek widział.
Nie wiedział, dlaczego tak pomyślał, ale taka była prawda.
Patrzył głęboko w oczy Allena i nachylił się nad nim. Jego spojrzenie było łagodne, tak samo jak jego wyraz twarzy. Nathaniel instynktownie przesunął jedną dłoń z policzka Adkinsa wzdłuż jego ramienia, po czym splótł palce jego dłoni ze swoimi.
Nathaniel, co ty wyprawiasz?
Uniósł delikatnie podbródek chłopaka, nigdy nie odwracając wzroku od tych cudownych oczu.
Nathaniel.
Nie wiedział dlaczego, ale miał ochotę go pocałować.
Nathaniel.
Boże, tak bardzo chciał go pocałować...
Nathaniel!
Puścił chłopaka i odwrócił wzrok. Co to, do cholery, było?!
Czuł na sobie wzrok Allena, a chwilę później poczuł, jak chłopak wstaje. Niemal natychmiast chwycił go za nadgarstek.
-Zostaniesz ze mną? - zapytał. -Czasami mam koszmary i... Proszę, zostań ze mną. Proszę.
Taki właśnie był Nathaniel dla najbliższych.
-Dobrze - powiedział w końcu, wracając na miejsce.
-Dziękuję - uśmiechnął się delikatnie.
Położył się i patrzył w sufit, cały czas czując obecność Allena. W końcu pozwolił, by jego powieki opadły i ogarnęła go ciemność.
***
Obudził się z krzykiem i łzami spływającymi po policzkach. Poderwał się i dopiero, gdy uświadomił sobie, że to był tylko sen, zaczął się uspokajać. Oddychał głęboko, łapczywie łapiąc powietrze.
Właśnie dlatego dano mu osobny pokój.
Schował głowę między kolanami, a jego ciałem wstrząsnął cichy szloch.
<Al...? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz