Dlaczego musiał je po nim odziedziczyć?
- O, popatrzcie, kto w końcu wrócił! - wyśmiał.
- Dzień dobry, ojcze - powitał, zmuszając się na lekki uśmiech.
- Nie jestem twoim ojcem - warknął, zaciskając pięści.
- Tak, tak, przepraszam - powiedział szybko, podnosząc ręce w obronie.
Owszem, nie był jego ojcem. Nie uważał go za niego, ale postanowił się zwracać do niego, jak do ojca, na wszelki wypadek. Najwyraźniej i to mu nie odpowiadało.
- Jak tam szkoła?
- Nawet dobrze - wzruszył ramionami.
Mężczyzna skinął głową, po czym wrócił spojrzeniem na telewizje.
- Przydaj się na coś i posprzątaj cały dom.
- Tak jest - mruknął.
- A jeśli pod koniec dnia znajdę chociażby gram kurzu... - zagroził.
- Nie znajdzie pan - obiecał.
Jeśli nie ojcze, to może przynajmniej pan wystarczy.
- Nie byłbym tego taki pewien, gówniarzu - pokręcił głową. - A teraz zejdź mi z oczu.
Allen wszedł do kuchni, a gdy tylko tam się znalazł, odetchnął z ulgą. Nie było tak źle. Może dlatego, że Gary wytrzeźwiał po wczorajszej popijawie, a dzisiaj nie wprowadził do swojej krwi aż tak dużo alkoholu? Najprawdopodobniej. On się nigdy nie zmieni.
Po zjedzeniu śniadania, które składało się z jednego jabłka (zapamiętał, że będzie musiał pójść jutro na zakupy), postanowił wziąć się za sprzątanie. Najpierw pozbył się wszystkich butelek i puszek, później poodkurzał i starł kurze. Oczywiście, jeśli chodziło o te ostatnie, to pomagał sobie magią. Nie było opcji, żeby mógł pozbyć się pyłu ze wszystkich mebli jednego dnia! Około godziny szesnastej wziął się za mycie okien. Tutaj również magia była niezbędna. O godzinie osiemnastej ponownie wszedł do salonu, zbierając kolejne, pozostawione przez "ojca" puszki i butelki. Cztery puszki, pięć butelek. Każde z nich miało około pięciu procent. Co dawało około trzech promili we krwi mężczyzny. Skrzywił się, podchodząc bliżej kanapy.
- Posprzątane.
Gary spojrzał na niego nieprzytomnym spojrzeniem i machnął na niego ręką. Al powstrzymał się od przewrócenia oczami. Był tak pijany, że zapewne nawet nie rozumiał, co się do niego powiedziało. On wiedział jednak, że swoje zrobił. Miał zamiar pójść do kuchni, żeby odłożyć wcześniej wspomniane puszki i butelki, ale mężczyzna zdążył go złapać za nadgarstek. Za ten, który został złamany. Czerwonowłosy syknął, patrząc na niego z przerażeniem.
"Proszę tylko nie dzisiaj, litości..." - błagał w myślach.
Mężczyzna tylko na niego patrzył.
- P-Piwo... - wybełkotał, po czym spojrzał na stół.
Stała tam pełna butelka. Żeby nie wpaść w kłopoty, powinien mu ją dać i odejść, ale nie. Al wolał wpaść w kłopoty niż pozwolić mu jeszcze bardziej się upić. Wyrwał się z jego chwytu, chociaż było to bardzo bolesne i czym prędzej wbiegł do kuchni, zostawiając tam śmieci i szybko ruszył po schodach do swojego pokoju. Gdy już się tam znalazł, zamknął się na klucz. Mógł usłyszeć przekleństwa i krzyki z dołu kierowane w jego stronę. Chłopak westchnął, zjeżdżając w dół po drzwiach, po czym usiadł na ziemi. Schował głowę w kolanach, biorąc głębokie oddechy. Po kilku minutach oparł głowę z powrotem na drzwiach. Krzyki ucichły.
Gugu patrzył na niego z zainteresowaniem ze swojej klatki, a Al delikatnie się do niego uśmiechnął. Wstał i podał mu herbatnik do skonsumowania. Pogłaskał go po główce.
- To będą ciężkie dwa miesiące - stwierdził, drapiąc się po karku.
Nagle zauważył coś kątem oka. Podszedł do biurka ze zdziwieniem, kiedy zorientował się, że leżał na nim zwinięty w rulon kawałek pergaminu. Spojrzał na Gugu z podniesioną brwią.
- Jak to się tutaj znalazło?
Gu spojrzał na niego, tylko kręcąc głową. Allen wrócił spojrzeniem na kartkę i usiadł na łóżku. Rozwiązał wstążkę, biorąc się za czytanie. Już po kilku pierwszych linijkach na jego twarzy pojawił się uśmiech. Tego mu właśnie dzisiaj brakowało. Miłych słów od swojego przyjaciela. Po przeczytaniu listu zabrał się do pisania odpowiedzi.
"Nat,
Podróż minęła mi bardzo przyjemnie, ale nie mogę skłamać i muszę powiedzieć, że wolałbym do tego pociągu w ogóle nie wsiadać. Chciałbym jeszcze pobyć w szkole z tobą oraz z Sergem, Lucianą i Susan. Z wami czułem się najlepiej-"
I tak dalej...
Skończył zaledwie piętnaście minut później, obwiązując swój list tą samą wstążką, której użył Nathaniel. Wyszeptał to samo zaklęcie, co on i kawałek pergaminu zniknął. Uśmiechnął się ponownie, zerkając na list drugiego. Podniósł go i sam nie wiedząc dlaczego, pocałował go. Zorientował się, co zrobił, przez co delikatnie się zarumienił. Schował szybko pergamin w swojej szufladzie i spojrzał na gołębia, który patrzył na niego zdezorientowany.
- Co się ze mną dzieje? - zapytał.
Po raz kolejny gołąb pokręcił głową i powrócił do jedzenia. Al za to spróbował zignorować dziwne ciepło w okolicach serca i postanowił resztę dnia spędzić na słuchaniu muzyki, jednocześnie z niecierpliwością czekając na odpowiedź Nathaniela.
Walić strefy czasowe.
<Nat? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz