Kiedy już dotarli do Londynu przywitała ich matka, przytulając mocno i Nathaniela i Serge'a. Blondyn uśmiechnął się delikatnie. Ta kobieta i jego brat byli jedynymi osobami w rodzinie, którzy naprawdę go kochali. Nathaniel poczochrał brata po głowie i razem ruszyli w stronę domu.
Była to ogromna posiadłość, w której mieszkali prawie wszyscy członkowie jego rodziny. Dwór Bloodshedów zbudowany z czarnej cegły. Za budynkiem ciągnął się ogród, w którym znajdował się sporej wielkości staw. Nathaniel tęsknił za tym miejscem, jednak po raz pierwszy bardziej tęsknił za szkołą, a raczej za ludźmi, których tam zostawił.
Szczególnie za jednym.
***
Nathaniel wszedł do pokoju i rozpakował się. Miał zamiar zmienić pościel, jednak zauważył, że jego matka już to zrobiła. Pokój jak zwykle utrzymany był czystości - prawdopodobnie był czystszy niż sala w jakimkolwiek szpitalu.
Przebrał się w swój strój do spania, którym wcale nie była długa koszula nocna i bawełniany szlafrok, a czarna podkoszulka i krótkie spodenki. Położył się na łóżku i wlepił wzrok w sufit, po czym poderwał się i usiadł przy biurku. Wyjął pióro i kawałek pergaminu, po czym zabrał się do pisania.
"Drogi Allenie".
Nie.
"Allenie".
Też nie
"Al".
Idealnie.
"Al
Mam nadzieję, że podróż minęła ci szybko i przyjemnie. Już siedząc w pociągu zastanawiałem się, co do Ciebie napiszę..."
Naprawdę się rozpisał. Nie przypominał sobie, żeby kiedykolwiek napisał coś równie długiego (chyba, że wypracowanie, chociaż co do tego też miał wątpliwości).
Kiedy już skończył zwinął pergamin w rulon i obwiązał ładną, czerwoną wstążką.
-Mamo? - wychylił głowę przez drzwi.
-Tak? - zawołała z drugiego końca korytarza.
-Mogę pożyczyć twoją sowę?
-Wiesz, że nie musisz pytać.
-Tak, ale będzie musiała długo lecieć... To w Ameryce.
-Nie możesz wysłać tego przoszkiem fiuu? - zapytała, odgarniając kosmyk włosów z twarzy.
-Obawiam się, że mój przyjaciel nie posiada czegoś takiego... - podrapał się nerwowo w tył głowy.
Matka chłopaka zastanowiła się chwilę, po czym podeszła do syna i uśmiechnęła się delikatnie.
-Wyślemy go inaczej, ale będziesz musiał dopisać coś do listu, żeby miał ci go jak odesłać.
Była wyraźnie zadowolona tym, że jej syn znalazł sobie przyjaciół.
Nathaniel zrobił to, o co prosiła go matka - zapisał szybki sposób wysyłania listów tak, by Allen również mógł z tego korzystać, po czym wyszeptał coś, trzymając pergamin w obu dłoniach. List zniknął.
Znów położył się na łóżku i zamknął oczy. Usłyszał skrzypienie materaca. Otworzył jedno oko i zobaczył swojego brata.
-Jeden dzień, a ty już piszesz do niego listy? - uniósł brew.
-Przeszkadza ci to?
-Nie, ale... to do ciebie niepodobne. Nat?
-Hm?
-Chcesz wracać do szkoły? Po tym... wiesz...
Nathaniel podniósł się na łokciu i westchnął. Odgarnął kosmyk włosów z twarzy i spojrzał na brata.
-Będę musiał - powiedział po chwili. -Inaczej wyda się to podejrzane.
-Nat, naprawdę chcesz to zrobić? - zapytał Serge i Nathaniel wiedział, że wcale nie ma na myśli powrotu do szkoły.
-Muszę to zrobić, Serge - spojrzał bratu w oczy. -Ty też musisz i dobrze o tym wiesz.
-Ale dlaczego...
-Nie wiem, Serge. Taka jest ich wola.
-Nat?
-Hm?
-Mogę z tobą zostać?
-Oczywiście, braciszku.
***
Boże, jaki on miał cudowny sen.
Leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit z delikatnym uśmiechem na twarzy. Serge pstryknął mu palcami przed oczami.
-Czego tak cieszysz michę? -zapytał. -Miałeś fajny sen, co?
Skinął głową, znów patrząc w sufit.
-Mogę wiedzieć o czym?
Na policzki Nathaniela wstąpił rumieniec, maślane spojrzenie zwróciło się ku bratu.
-Fuj! - blondyn rzucił mu poduszką w twarz.
<Allen? x3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz