sobota, 14 lipca 2018

Od Allena do Nathaniela

Allen patrzył na oddalającego się Nathaniela, ze smutkiem błyszczącym w jego oczach. Z drugiej strony, jego ciało zaatakowało zdziwienie. Co się tam działo? Dlaczego Nathaniel był tym aż tak bardzo przerażony?
Miał ochotę za nim biec, nawet już miał to zrobić, ale w ostateczności się rozmyślił. Nie chciał zawieść chłopaka, więc pokuśtykał w stronę lasu.
Zapewne znalazłby się tam szybciej, gdyby nie obrażenia, które wczoraj odniósł. Co jakiś czas z jego ust wydobywało się syknięcie lub kwilenie z bólu. Wcześniej nie miał tego problemu, ponieważ nie decydował się na bieganie.
W końcu znalazł się wśród drzew. Zatrzymał się, biorąc kilka wdechów. Na szczęście nie biegł aż tak szybko, więc był pewny, że nie dopadnie go atak. Chyba by się pochlastał, gdyby astma ponownie w tym tygodniu dałaby o sobie znać. No bo ileż można? Gugu zapewne też nie byłby z tego powodu zadowolony.
Oparł się o jeden z pni i podniósł głowę. Dostrzegł kawałek nieba, który nie był przesłonięty koronami drzew. Jak zwykle było piękne, pokryte gwiazdami. Mógł stąd zobaczyć początek jednej z konstelacji, niestety nie mógł sobie teraz przypomnieć jakiej. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, ale szybko zniknął, zostając zastąpiony prostą, wąską linią.
Co się tutaj w ogóle działo?
Kiedy wsiadał do pociągu, te kilka tygodni temu, to jedynym jego problemem było przeżycie ze swoim pijanym "ojcem". Teraz się namnożyły, a razem z nimi jego życiowe przemyślenia.
Prawie by się pocałowali, prawda?
Zrobiliby to już dwa jak nie trzy razy wcześniej.
Coś musiało być na rzeczy, nie było mowy, że nie!
Chłopak przygryzł wargę, obniżając głowę z postanowieniem pospacerowania po granicy lasu. Chętnie zaszyłby się głębiej, ale nie chciał się ponownie zgubić. Plus Nathaniel obiecał, że po niego wróci, więc chciał mieć polanę na widoku.
Schował ręce do kieszeni, idąc przed siebie. Zdarzało mu się czasem potknąć o gałęzie czy też kamienie pod nogami. Mimo że był niedaleko polany, to było tu sporo drzew, które zasłaniały światło księżyca, więc nie koniecznie widział, gdzie idzie. Że tak jeszcze nie wpadł na drze-
- Oww!
Dobra, nie było tematu.
Odsunął się od pnia, zaczynając masować swój obolały nos. Chyba ten spacer był złym pomysłem. Westchnął cicho, mijając przeszkodę i idąc dalej przed siebie. Tym razem wystawił rękę do przodu, na wszelki wypadek, gdyby znowu miał w coś uderzyć.
Więc jaki miał być cel tego spaceru...?
Ah, tak! Przemyślenia. Wczoraj mu się to nie udało przez zaśnięcie, więc teraz był to idealny czas. Tylko o czym on chciał myśleć, jeśli wczorajszy problem najwidoczniej się rozwiązał? Może o tym, co się stało, kiedy znalazł Nathaniela? Aż drgnął na przypomnienie tej sytuacji. To było straszne! Naprawdę myślał, że jego przyjaciel nie żyje. Te martwe oczy, krew... Wszystko było takie prawdziwe... Skąd miał wiedzieć, że jednorożce mają moc oczyszczania? Może i mieli lekcje o jednorożcach, ale był przekonany, że nauczyciel nigdy nie wspominał o takim czymś! A może jednak coś było... Potrząsnął głową, to nie było teraz ważne. Jak bardzo nieczyste serce miał Bloodshed, żeby któryś z jednorożców chciał go wyczyścić? Chłopak nie wydawał mu się nieczysty, ale w sumie nie znał go jakoś super długo. No dobra, parę miesięcy, ale co tak naprawdę o nim wiedział? Zupełnie nic. To jednak nie był żaden problem dla Allena. Dopóki nie będzie traktować go i innych z wyższością, to będzie miał dla niego swój calutki szacunek. Uśmiechnął się lekko, znowu zatrzymując się przy jednym z drzew. Stąd miał idealny widok na posiadłość Bloodshedów. Czarne linie, które były tam wcześniej, nadal wisiały nad rezydencją. Czerwonowłosy był bardzo ciekawy, o co w tym wszystkim chodzi, ale uznał, że to nie jego sprawa. Jeśli Nat będzie chciał mu powiedzieć, to, to zrobi. Ufał mu.
Nagle, zaskoczony, zauważył, że linie znikają, rozpraszając się w różne strony. Zmarszczył brwi. To było co najmniej dziwne, ale to znaczyło, że Nat zaniedługo wróci! Chyba...
Gdyby Al był psem, był w stu procentach przekonany, że teraz merdałby szczęśliwie ogonem i szczekał na powrót swojego pana. Miał już dość zostawania samotnie w lesie na jakiś czas. W dodatku w nocy. Teraz miał dylemat. Powinien wejść na polanę, czy zostać w lesie? Niby starszy kazał mu zostać wśród drzew, ale z drugiej strony...
Zrobił kilka kroków w stronę łąki. Kiedy nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, zrobił kilka kolejnych, znowu się zatrzymał i tak ciągle, aż do momentu bycia na samym środku. Usiadł, po czym położył się na trawie, patrząc w niebo. Stąd gwiazdy wyglądały jeszcze piękniej i nawet potrafił poznać niektóre konstelacje! Nie żałował, że wyszedł.
- Mówiłem ci, że masz zostać w lesie!
Oho, ale najwidoczniej ktoś nie był zadowolony z tego powodu. Odwrócił głowę w bok, żeby spotkać rozwścieczoną twarz Nathaniela.
- Wiem, ale-
- Złamałeś słowo! - warknął
Cóż, pora na Plan B.
- A-Ale ja... - zaczął łamliwym głosem, a jego oczy automatycznie się zaszkliły. - N-Nie chciałem zostawać sam w lesie! B-Było tam tak s-strasznie i c-ciemno. U-Uderzyłem w drzewo i prawie z-złamałem sobie n-nos, bo myślałem, że c-coś mnie goni! - krzyknął z "przerażeniem".
Twarz Nathaniela nieznacznie zmiękła. Kucnął obok niego.
- Przepraszam - mruknął. - Nie zmienia to jednak faktu, że nie powinieneś wychodzić stamtąd beze mnie - pogłaskał go po włosach. - Nie wybaczyłbym, gdyby coś ci się stało.
Allen starł fałszywe łzy z oczu i powoli usiadł. Wiedział, że nie powinien w ten sposób kłamać, ale to było jednorazowo! Nie chciał, żeby Nat był na niego zły, więc trochę przekoloryzował swoją opowieść. Nie zrobiłby tego ponownie, nie chciał.
Przekręcił z zastanowieniem głowę i złapał dłonie chłopaka w swoje.
- Co się tam stało, Nat? - zapytał z powagą, wskazując głową w kierunku posiadłości.
Drugi odwrócił wzrok.
- To... nie jest teraz ważne - mruknął.
Okey. I tak to nie obchodziło Allena. O to zapytał z grzeczności. Miał inny temat, który chciał z nim poruszyć. I nie ma możliwości, że nie otrzyma na niego odpowiedzi.
- Chodźmy - powiedział czarnowłosy, wstając. - Jest już późno.
- Musimy porozmawiać - odparł.
- Zrobimy to w domu, w porządku? Albo lepiej jutro, dobrze? Dzisiaj już nie mam ocho-
- Posłuchaj mnie, Bloodshed. Nie będziemy rozmawiać jutro, nie będziemy rozmawiać w domu. Zrobimy to tu i teraz i nie graj ze mną w żadne gierki - powiedział poważnie, wstając i patrząc na niego wyzywająco.
Miał ochotę się głośno zaśmiać, kiedy zobaczył, jak oczy jego towarzysza się rozszerzają, a usta delikatnie otwierają w szoku. No bo kto by się spodziewał, że słodki, niewinny i uległy we wszystkim Adkins, może być jednocześnie tak stanowczy i poniekąd przerażający?
Nathaniel odchrząknął, wlepiając wzrok w ziemię.
- W porządku, o czym chcesz rozmawiać? - zapytał, chowając dłonie w kieszeniach.
Allen otworzył usta, ale po chwili je zamknął. Co miał powiedzieć?! Myślał o tym, wyobrażał sobie scenariusze, ale teraz jego usta zaschły i nie potrafił z siebie wydusić ani słowa! Zerknął na Nathaniela, który patrzył na niego, wyczekująco i młodszy wiedział, że jak niczego za chwilę nie powie, to cierpliwość Bloodsheda się skończy i wrócą do domu bez przeprowadzonej konwersacji.
- O nas - wyparował.
Starszy zamrugał, a na jego policzkach pojawił się rumieniec.
- Co-
- A, a, teraz mówię ja - przerwał mu. - Jasne?
Kiwnął głową.
- Dobrze - również odchrząknął, a na jego policzkach pojawił się rumieniec.
Trudno, już zaryzykował, mógł ciągnąć to dalej.
- Nie wiem, co się między nami dzieje, ale uważam, że dawanie sobie buziaków nie jest czymś, co robią przyjaciele płci męskiej, wiesz? Pocałowalibyśmy się prawie trzy jak nie więcej razy w usta! To powinien być ostateczny dowód, że coś się dzieje, tak? Byłem w paru związkach i doskonale wiem, że to rzeczy zarezerwowane dla par.
Przerwał na chwilę, oblizując zbyt suche wargi językiem.
- Czy ci się podobam? Jesteś we mnie zakochany? Czy to jednak coś innego? - zapytał i odważył się spojrzeć w jego oczy.
Chłopak wpatrywał się w niego w stanie czystego szoku. Jego twarz była bardziej czerwona niż wcześniej i wydawał się nie mieć pojęcia, co powiedzieć.
Allen nabrał powietrza do płuc i odważył się jeszcze raz odezwać.
- B-Bo jeśli to te dwa pierwsze... - zawahał się. - ...To te uczucia są wzajemne.
<Nat? <3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz