Co się właściwie dzisiaj stało?
Poszedł na bal z zamiarem zabawy, a tak właściwie z Lucianą zatańczył tylko trzy razy, ponieważ była zbyt zajęta swoim planem. Resztę spędził w towarzystwie Susan, Serge'a i Nathaniela.
Właśnie.
Nathaniel.
Wszystko, co z nim związane było dla niego dziwne...
Szkoda tylko, że nie wiedział czyja to była wina. Jego, czy czarnowłosego? A może ich obu?
Allen prawie go pocałował w skrzydle szpitalnym, a Nathaniel prawie pocałował go dzisiaj.
Pytanie: Dlaczego w ogóle mieli ochotę się pocałować?
Al nie był głupi, podejrzewał dlaczego, ale...
Westchnął, patrząc smutno na śpiącego nastolatka.
Nie mógł tego zrobić.
Nie z nim.
Wyobraźcie sobie sytuacje, że najpopularniejsza osoba w całej szkole nagle zaczyna spotykać się z najbardziej nielubianą osobą. Co się wtedy dzieje? Najpopularniejsza osoba najprawdopodobniej traci szacunek w oczach innych, a najmniej lubiana osoba staje się teraz najbardziej znienawidzona przez innych. Jest gnębiona jeszcze bardziej niż wcześniej przez zazdrosnych rówieśników.
I tak jak te drugie Allen potrafiłby przetrawić, to tak nie chciał myśleć o tym pierwszym.
A może jednak się mylił.
Może to nie było to, co podejrzewał.
Zaśmiał się cicho, powracając wzrokiem na okno.
Jak w ogóle mógł pomyśleć na pierwszym miejscu, że drugi chłopak mógłby do niego coś czuć?
Ta dzisiejsza próba najprawdopodobniej nie byłaby niczym jak eksperymentem. Nat chciał po prostu zobaczyć, jak to jest całować chłopaka, ale w ostatniej chwili się rozmyślił.
To nie było nic złego.
Bloodshed był hetero jak nic, a czerwonowłosy najwidoczniej sobie coś ubzdurał.
Byli przyjaciółmi i to mu wystarczało.
Tylko na jak długo?
- "Na zawsze" - przeszło mu przez myśl - "Nie ma innej opcji."
***
Zegar przedstawiał godzinę piątą. Słońce już delikatnie wzeszło, oświetlając pokój swoimi promieniami.
Allen siedział na tym samym miejscu, co wcześniej, nadal wlepiając wzrok przez okno. Jego wczorajszy makijaż zdążył się już rozmazać, dając idealny widok na jego worki pod oczami oraz blizny na twarzy. Odczuwał lekkie zmęczenie, ale nie pozwolił sobie zasnąć. Nie tutaj. Jeszcze brakowało mu tego, żeby przyśnił mu się jakiś koszmar, który obudziłby nie tylko jego, ale Nathaniela. Zastanawiał się też czy czasami nie wrócić do siebie, ale obawiał się, że jeśli drugi by się przebudził i nie zobaczyłby go obok siebie, to mógłby być na niego zły czy coś. Wolał sobie to oszczędzić.
Wstał, postanawiając rozprostować kości. Siedział w tej pozycji niecałe dwie godziny, więc było mu już niewygodnie. Rozejrzał się po pomieszczeniu z zaciekawieniem. Musiał przyznać, że był to całkiem ładny, przytulny kącik. Aż żałował, że on nie ma osobnego pokoju. Hah, i tak nikt by mu go nie dał. Dziewiętnastolatek dostał go dzięki swojemu nazwisku. Czasem naprawdę zazdrościł popularnym czarodziejom czystej krwi za takie przywileje, a Al nie często jest typem zazdrośnika.
Nagle do jego głowy uderzyła pewna myśl.
Czy Nat wie, jakiej on jest krwi?
Zerknął na śpiącego.
Oczywiście, że nie! Nigdy mu nie mówił!
Możliwe, że usłyszał coś od innych, ale wątpił, że uwierzyłby im.
Jak zareagowałby na wieści, że jest "brudny"? Zerwałby z nim kontakt? Zaczął zachowywać się tak jak większość?
Potrząsnął głową.
Nie.
On taki nie był.
Odetchnął z ulgą, odwracając się z powrotem w stronę jednego z obrazów, który wpadł mu w oko. Kiedyś będzie musiał powiedzieć mu o swojej czystości, a raczej jej braku, ale myślał, że na razie nie jest to odpowiedni moment.
Kontynuował zwiedzanie pokoju, gdy nagle powietrze przeszył krzyk. Wzdrygnął się na nagły, niespodziewany hałas i odwrócił się w stronę Nathaniela.
No tak. Koszmary.
Westchnął cicho, powoli podchodząc do chłopaka, nie chcąc go przestraszyć. Usiadł na łóżku, delikatnie odsuwając głowę od jego kolan. Promienie słoneczne oświetliły jego zapłakaną twarz, a Allen miał ochotę się skrzywić. Jednak tego nie zrobił, dobrze wiedząc, że nie powinien teraz okazywać żadnych negatywnych emocji. Przesunął się bliżej i objął go, zaczynając nim kołysać.
- Cii, już w porządku. To był tylko sen.
Szczerze, to miał ochotę powiedzieć, że to, co mu się śniło, nie było prawdziwe, ale nie miał pojęcia czy jego koszmary nie są związane z przeszłością tak jak jego. Darował więc sobie, nie chcąc go jeszcze bardziej denerwować.
- Wypłacz się, nie trzymaj tego w sobie, nie warto - mówił łagodnie.
Nathaniel przytulił go mocniej, chowając twarz w zgięciu jego szyi, a Al kontynuował kołysanie oraz uspokajająco gładził jego plecy.
Zaledwie kilka minut później, starszy przestał płakać, ale nadal był do niego przytulony.
Dopiero po chwili odsunął się, ocierając pozostałe łzy dłonią.
- Dzięki - mruknął nieśmiało, odwracając wzrok.
- Nie ma sprawy, po to tutaj jestem - uśmiechnął się lekko - Chcesz o tym porozmawiać?
- Wolałbym nie.
- W porządku.
Siedzieli w wygodnej ciszy, do momentu aż Nat ponownie się odezwał.
- Przepraszam, że cię obudziłem.
I właśnie w tej chwili Allen zrobił jeden z dużych błędów. Zamiast powiedzieć: "Nic się nie stało" lub "To żaden problem", postanowił odpowiedzieć:
- Najpierw trzeba spać, żeby zostać obudzonym nieprawdaż?
Drugi patrzył na niego zdezorientowany, po czym zmarszczył brwi, a młodszy bił się w myślach, za nie przemyślenie swoich słów.
- Nie spałeś?
- No nie... - odchrząknął.
- Dlaczego? - zażądał.
- Nie jestem zmęczony - wzruszył ramionami.
Nathaniel parsknął.
- Nie jesteś zmęczony?! Masz pecha, bo twój makijaż całkowicie się rozmazał i twoje cienie pod oczami najprawdopodobniej widać z kilku kilometrów!
Automatycznie dotknął miejsc pod oczami, odkrywając, że faktycznie na jego palcach została reszta podkładu. Szlag, jego blizny też są pewnie widoczne.
- Te blizny...
Heh, zgadł.
- To nic takiego - machnął ręką - Jako dziecko byłem bardzo problematyczny i się nabawiłem sporo ran, które później zmieniły się blizny - zaśmiał się.
Nie wiedział czy drugi mu uwierzył, czy nie, ponieważ nie skomentował jego słów. Zamiast tego położył się z powrotem na łóżku, przesuwając się bliżej ściany.
- Co robisz? - zapytał.
- Robię ci miejsce.
- Co-?
- Jesteś zmęczony, nie oszukasz mnie.
- No dobrze ale-
- Kładź się. Już - powiedział głosem, który nie przyjmował sprzeciwów.
Tym razem się skrzywił, posłusznie kładąc się obok. Chłopak zarzucił na niego koc.
- Nie zasnę, dopóki ty tego nie zrobisz, zrozumiane?
- Jasne - mruknął - "To dzisiaj już spać nie pójdziesz" - westchnął w myślach.
Zamknął oczy, ale tak jak myślał, nie chciało mu się spać ani trochę. Mimo to został w tej pozycji, z nadzieją, że Nathaniel pomyśli, że zasnął i wróci do snu.
Jakiś czas później otworzył oczy i spojrzał w stronę drugiego chłopaka.
Nie spodziewał się, że jego oczy nadal pozostaną otwarte i wpatrzone wprost w niego z wręcz morderczym błyskiem.
Ups.
To nie może skończyć się dobrze.
<Nat?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz