czwartek, 5 lipca 2018

Od Nathaniela do Allena

Zaprowadził go do kuchni, po czym odwrócił się przodem do przyjaciela i oparł o blat.
-Na co masz ochotę? - zapytał.
-W sumie to nie wiem...
Nathaniel podejrzewał, że było mu głupio tak przebywać w obcym domu, jednak uśmiechnął się i poczochrał go po włosach.
-Zrobię grzanki, może być?
-Jasne - odpowiedział.
Podgrzał wodę na herbatę i wziął się za robienie grzanek. Po chwili kuchnia wypełniła się zapachem angielskiej herbaty i jajek. Chłopak podał przyjacielowi jego porcję i usiadł naprzeciwko niego. Postawił na stole jeszcze jedną porcję, dla swojego brata, który zjawił się chwilę później, tym razem nie zadając pytań.
Po śniadaniu Nat zaprowadził Allena do ogrodu, nad wielki staw. Patrzył z uśmiechem w dal. Zauważył, że Allen zbliżył się do zbiornika, chwycił go za ramię.
-Uważaj. Mamy tutaj kelpie. Nie do końca wiem, skąd się tutaj wzięły, ale lubią nasz staw.
Allen pokiwał głową i cofnął się do Nathaniela, który dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że nadal zaciska palce na ramieniu przyjaciela.
Pokazał mu sad z jabłoniami i gruszami, stajnię, w której znajdowało się wiele pięknych koni. Odwrócił się do przyjaciela:
-Może chciałbyś się przejechać?
-Nigdy wcześniej nie jeździłem...
-Zawsze musi być ten pierwszy raz - uśmiechnął się. -Wybiorę ci najspokojniejszego z nich, dobrze? To Siva, jest niezwykle przyjazna.
Wyprowadził z boksu białą klacz o długiej, lśniącej grzywie. Osiodłał ją i założył wodze, po czym pomógł Allenowi na nią wejść. Sam dosiadł ogromnego, czarnego ogiera. Wyjechali ze stajni i wybrali się na wycieczkę dookoła ogrodu.
-Jeśli chcesz, możemy później pojechać do miasteczka. Zgaduję, że nigdy nie byłeś w typowo magicznej dzielnicy. Zero mugoli, zero mugolskich rzeczy. Sama magia - uśmiechnął się delikatnie. - Można tam nawet kupić rzeczy do szkoły po niższej cenie, więc na pewno prędzej czy później tam zawitamy.
-Dlaczego nie? Co lepszego mamy do roboty?

***

Wieczorem, kiedy już pożegnał się z Allenem, wrócił do swojego pokoju. Ubrał elegancką, czarną koszulę i nałożył płaszcz. Wyszedł, by spotkać brata w podobnym stroju. Razem ruszyli w stronę głównego pomieszczenia.
Nie musieli długo czekać. Po chwili do pomieszczenia wszedł mężczyzna w długiej, ciemnej szacie i usiadł na środku w wielkim, skórzanym fotelu. Spojrzał każdemu po kolei w oczy, po czym wziął głęboki oddech, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
-Miło mi was wszystkich widzieć. Witam także nowe twarze - spojrzał na Nathaniela i Serge'a, którzy skłonili mu się lekko. -Ilu to było, Jorge?
-Dwunastu, panie.
-Doskonale. George?
-Dziesięciu.
-Świetnie - złożył razem dłonie, po czym spojrzał na braci i wstał, zbliżył się do Serge'a. -Co prawda nie masz w sobie niebieskiej krwi, ani nawet czystej, ale jest mi niezmiernie miło, że postanowiłeś wstąpić w nasze szeregi. Czekam na twoje pierwsze raporty. Tak samo jak z niecierpliwością czekam, aż zabijesz swojego pierwszego mugola, Nathanielu...

***

Nie mógł zasnąć.
Ani trochę mu się to nie podobało.
Jakiś facet bawił się w drugiego Lorda Voldemorta i myślał, że może jemu uda się "oczyścić" rasę czarodziejów.
Nonsens.
Wiedział jednak, że jeśli nie zaczną wybijać mugoli, on ich zabije.
Wiedział też, że nikomu nie pozwoli tknąć Allena.
Jeśli ktoś miał zabić Allena Adkinsa, to tylko i wyłącznie on.

<Allen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz