Czy Nathaniel właśnie...?
Czy on próbował...?
Otrząsnął się, pokręcił głową i zaszył się w pokoju, zamykając za sobą drzwi głośniej, niż zamierzał. Położył się na łóżku i przytulił do siebie poduszkę, zastanawiając się nad tym, co prawie się wydarzyło. Czy żałował, że się nie wydarzyło?
Cholera, tak!
- Chwila, co?! - podniósł głowę, czując ciepło na policzkach.
Dlaczego żałował?! Nie powinien! On i Nathaniel byli tylko przyjaciółmi, prawda? Prawda?! A może... A może Al nie chciał być "tylko przyjaciółmi"? Patrząc na zachowanie Nata, to ten też nie wyglądał, jakby chciał. Chłopak spuścił głowę, wpatrując się w swoją pościel. Nie wiedział co myśleć, co sądzić. To wszystko było za bardzo skomplikowane. Położył głowę z powrotem na łóżko, cicho wzdychając. Powinien przestać się zadręczać. To nie było aż tak ważne. Kogo on oszukiwał? Było ważne! Ale czy aby na pewno po to, by zastanawiać się nad tym właśnie teraz? Miał na to dużo czasu, nawet całe wakacje!
Westchnął, okrywając swoje ciało kołdrą. Gugu już dawno spał, a on też powinien. Było już późno. Nie widział stąd zegara, ale podejrzewał, że było coś około północy lub nawet później. Zamknął oczy, zmuszając się do zaśnięcia.
***
Allen nie miał jakichś szczególnych planów na następny dzień. No może miał jeden. Jak na razie nie był on jednak aż tak ważny. Wstał o godzinie takiej jak zwykle, przygotował się na cały dzień i zjadł śniadanie, które składało się z płatków i mleka.
Znudzony przechadzał się po ogrodzie, zastanawiając się, co może zrobić. Wszystkie jego pomysły kierowały się, żeby porobić coś z Nathanielem. Niestety, nie mógł na to pozwolić. Tego właśnie dotyczył jego plan.
Ignorowanie Nathaniela.
Nie robił tego specjalnie! No dobrze, może i specjalnie, ale to było w dobrych intencjach! Po prostu jego głowa była pełna zbędnego bałaganu rozważań oraz różnych scenariuszy. Miał zamiar wszystko sobie dokładnie uporządkować, nim postanowi do niego zagadać. Zwykle, gdy był za bardzo zamyślony, zdarzało mu się palnąć jakąś głupotą dotyczącą jego przemyśleń. To, co siedziało mu w głowie, było bardzo zawstydzające i wolałby przypadkowo o tym nie napomknąć. Spaliłby się ze wstydu, gdyby zrobił coś takiego.
Szedł spokojnie jedną z ogrodowych dróżek, kopiąc żwir, który miał pod nogami. Posiadłość była ogromna, nie mógł się tutaj nudzić! A jednak to robił. Al był ekstrawertykiem jakich mało, więc spędzanie czasu samotnie jakoś się do niego nie uśmiechało. Musiał to jakoś przeżyć, przynajmniej dzisiaj.
Zatrzymał się przy jednej z wielu ogrodowych fontann i usiadł na jej brzegu. Ze znudzeniem obserwował swoje odbicie w wodzie. Poprawił swoją denerwującą grzywkę i podniósł głowę do góry, żeby poobserwować niebo. O dziwo pogoda wcale nie była taka zła. Nigdy nie przekraczał granicy Ameryki, nie licząc szkoły oczywiście, więc był to jego pierwszy raz w Anglii. Słyszał wiele plotek dotyczących pogody tego kraju oraz widział wiele filmów i seriali, gdzie akcja działa się w Wielkiej Brytanii. Nie mógł sobie przypomnieć, żeby w którymkolwiek niebo było tak niebieskie i bezchmurne. Biorąc pod uwagę, że nadal był w posiadłości Bloodshedów, to zawsze istniała możliwość, że na ich terenie zostało rzucone jakieś zaklęcie, żeby pogoda wyglądała, tak jak wyglądała.
Podciągnął kolana do piersi i położył na nich głowę. Zaczął patrzeć przed siebie, co jakiś czas zerkając na otoczenie wokół siebie. W końcu zatrzymał wzrok na jednym, w miarę interesującym punkcie.
Las.
Dlaczego by nie pójść do lasu?
Podniósł brew na tę sugestię, którą podsunął mu mózg i zaczął się nad tym mocno zastanawiać. W sumie nie był to zły pomysł. Odprężający zapach drzew oraz żywicy na pewno pomógłby mu w oczyszczeniu umysłu. Mógłby nawet zabrać ze sobą pergamin i coś napisać! Uśmiechnął się delikatnie na ten pomysł. Wstał i o wiele szybszym krokiem niż wcześniej, ruszył ścieżką z powrotem do zamku.
Zaledwie piętnaście minut później, szedł tą samą drogą, tym razem z potrzebnymi mu rzeczami. Plus z Gugu na ramieniu. Zaczął cicho podgwizdywać pod nosem, kiedy zszedł ze ścieżki na trawnik, będąc coraz bliżej gęstwiny drzew. Nie wiedział, ile dokładnie tak szedł, ale kiedy odwrócił się za siebie, nie widział już nawet posiadłości Bloodshedów. W końcu zatrzymał się przy jednym z większych drzew. Chętnie poszedłby dalej, ale obawiał się zgubienia, a wtedy nie byłoby zbyt miło. Niby miał Gugu, który mógłby mu pomóc z wydostaniem się stąd, ale nie chciał mu robić tym kłopotu.
Spojrzał na drzewo, myśląc, czy nie byłoby lepiej, gdyby na nie wszedł. Miałby wtedy ładniejszy widok, słońce świeciłoby bardziej, a co najważniejsze delikatny, chłodny wietrzyk byłby na wyciągnięcie ręki. Gugu, jakby czytając w myślach swojego towarzysza, odleciał z jego ramienia, lądując na jednej z wysokich i grubych gałęzi. Na tej, którą upatrzył sobie Allen.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął, wyciągając z kieszeni jeansów różdżkę. Zaklęciem Wingardium Leviosa, doprowadził swoje rzeczy obok gołębia. Schował różdżkę na jej miejsce, wytarł nieco spocone dłonie w materiał spodni, po czym złapał pobliską gałąź. Wspinaczka trwała o wiele dłużej niż zwykle. Może gdyby nie te wszystkie siniaki i leczący się złamany nadgarstek...
Ostatecznie udało mu się wejść. Usiadł na gałęzi, opierając się o pień, próbując uspokoić oddech. Gu spojrzał na niego zaniepokojony.
- W-W porz-porządku - wysapał w próbie uspokojenia przyjaciela.
Nie cierpiał astmy z całego serca, ale w tym momencie nie mógł nic na nią poradzić, tylko modlić się, że opanuje duszności sam. Na szczęście i tym razem mu się upiekło, gdy zaledwie kilka minut później jego oddech został opanowany. Wiedział jednak, że nie powinien tak często ryzykować, a jeśli już, to powinien mieć przy sobie inhalator. Miał tylko nadzieje, że pieniądze, które ma przy sobie starczą mu na niego oraz na lek. Odgarnął swoją grzywkę z twarzy, sięgając po wypełniony w połowie kawałek pergaminu. Od niedawna zaczął pisać opowiadanie, które wymagało kontynuacji. Niby miał kilka pomysłów na nowe, ale wolał najpierw skończyć te, które zaczął. Najpierw położył na swoich zgiętych kolanach książkę z grubą okładką, która pełniłaby funkcję oparcia dla kartki. Pisanie na samych kolanach byłoby okropnie niewygodne. Gdy już całe jego miejsce pracy było uporządkowane, zamoczył pióro w atramencie i wziął się do pracy.
Warunki pogodowe oraz przyrodnicze niesamowicie mu sprzyjały. Słońce nie świeciło tak mocno, dając idealne światło na pergamin, wiatr sprawiał, że liście pod i nad nim cicho szeleściły, co go uspokajało. Śpiew ptaków również mu w niczym nie przeszkadzał. Nawet co jakiś czas przerywał pisanie, żeby się wsłuchać w ich ćwierkanie. Dokładnie nie wiedział, kiedy odstawił wszystko, zamykając oczy i wsłuchując się w dźwięki wokół siebie. Gruba księga leżała na kartkach, żeby przypadkiem gdzieś nie odleciały w czasie jego odpoczynku. To wszystko sprawiło, że całkowicie zapomniał o pierwotnym celu przyjścia do lasu. Zamiast tego zasnął. Gugu ułożył się obok, opierając łebek na jego udzie i również został wprowadzony do krainy snów.
<Nat? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz