Mocno żałował, że wysłał ten list.
- Co ja zrobiłem?! Teraz zapewne pomyśli, że jestem żałosny i niewart jego czasu - jęknął w poduszkę.
Na szczęście jego emocje zmalały i od razu po wysłaniu listu postanowił ogarnąć swoje nowe obrażenia. Użył żelu na skaleczenia oraz tabletek przeciwbólowych na złagodzenie bólu. Przy tym drugim rozwiązaniu Gugu ciągle na niego patrzył, tak jakby czekał na jakiś nieodpowiedni ruch ze strony chłopaka, który musiałby szybko powstrzymać. Chłopak był już zmęczony całym dniem, więc postanowił pójść spać. Nim jednak to zrobił, zauważył pojawiający się na jego biurku list.
Spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami i nerwowo zerknął na gołębia. Ten tylko wskazał łebkiem w stronę pergaminu, więc Al do niego podszedł. Niepewnie rozwiązał wstążkę, obawiając się treści wiadomości. Jakież było jego zdziwienie, gdy odkrył tylko jedno zdanie. Zmarszczył brwi.
Spodziewał się jakiegoś pocieszenia, mówienia, że wszystko będzie dobrze lub potępienia z jego strony, obrazy, ale na pewno nie... tego.
- Chce znać mój adres?
Odwrócił się w stronę Gugu, który wydawał się wzruszyć skrzydłami. No dobra, napisze mu go. Co mu szkodziło? Wziął kawałek pergaminu i napisał ulicę, miejscowość oraz na wszelki kod pocztowy. Wysłał mu wiadomość i niewiele myśląc, postanowił pójść spać.
Był bardzo zmęczony.
Dlatego też jego wymęczony mózg nie potrafił wymyślić żadnego racjonalnego rozwiązana na to, po co Nathanielowi był jego adres.
Zasnął w mgnieniu oka.
***
Obudziły go krzyki z dołu. Pomyślał, że to po prostu jego "ojciec" awanturuje się z którymś z ich sąsiadów, odwrócił się na drugi bok, z zamiarem zaśnięcia. Sam się dziwił, że sen przychodził mu z taką łatwością, jak nigdy dotąd, ale postanowił się z tego cieszyć, dopóki mógł. Zamknął oczy, przytulając się do poduszki. Niestety, awantura z dołu nie dawała mu spokoju. Niewiele się zastanawiając, wstał z łóżka, otworzył drzwi i zszedł na dół.
To, co tam zobaczył, nieźle go zaskoczyło.
Nathaniel, przyciskający do ściany Gary'ego i przyciskającego mu różdżkę do gardła.
Allen zareagował bardzo szybko, łapiąc przyjaciela za nadgarstek. Chłopak spojrzał na niego.
- Nie rób tego - powiedział łagodnie. - Nie jesteś taki, Nat.
Szczerze, to nie wiedział, do czego jest zdolny Nat, więc mówienie, że nie jest "taki" wydawało mu się bardzo głupie, ale nie potrafił wymyślić niczego innego. Naprawdę nie chciał, żeby Bloodshed zabijał mężczyznę. Może i należała mu się śmierć, ale nie chciał, żeby którykolwiek z jego przyjaciół miał to na sumieniu. Z tempem, w jakim Gary pije alkohol, to najprawdopodobniej sam się zaraz zabije.
- Wyczyszczę mu pamięć. Pakuj się. Nie spędzisz tu ani chwili dłużej. A ty - spojrzał na Gary'ego morderczym wzrokiem. - Zapomnisz, że kiedykolwiek miałeś syna. Zapomnisz, że istnieje ktoś taki jak Allen Adkins. Zapomnisz, że tu byłem. Zapomnisz o magii. Dalej będziesz kontynuował swoje marne, nic niewarte pijackie życie.
Wpatrywał się na niego w szoku. Czyszczenie pamięci?! Czy to nie było zbyt dużo?! W żadnym stopniu się jednak nie sprzeciwił, patrząc, jak mężczyzna pod wpływem zaklęcia upada na podłogę.
- No już, pakuj się - powtórzył Nathaniel.
- Ja...
- Proszę, nie pozwolę ci z nim zostać.
Twarz Nathaniela była tak autentycznie szczera i zaniepokojona, że jedyne co potrafił zrobić czerwonowłosy, to zgodził się. Wrócił do swojego pokoju, wrzucając do swojej torby wszystkie rzeczy, które wpadły mu w oczy. Spakował nawet piłkę do gry w kosza! Może mógłby nauczyć grać Nata? Gdy on był spakowany, zaczął pakować ubranka Gugu. Nawet jeśli ptak już ich nie nosił, to przynosiły mu uczucie nostalgii. Nie chciał ich tutaj zostawić, biorąc pod uwagę, że już nigdy tutaj nie wróci. Przegryzł wargę. Jego "ojciec" może nie będzie go pamiętał, ale co z innymi? Oni przecież go nie zapomnieli, będą o niego pytać, a co odpowie im mężczyzna? Że nigdy nie miał syna? Najprawdopodobniej ludzie pomyślą, że oszalał i go zabił, po czym wyślą do psychiatryka. Chociaż jak się nad tym zastanawiał, to psychiatryk wcale nie był taki zły dla Gary'ego. Może dzięki niemu pójdzie na odwyk. Dobrze by mu to zrobiło, ale nie zmieniłoby krzywdy, którą im wszystkim wyrządził.
- Gotowy? - zapytał jego przyjaciel, wychylając głowę przez drzwi.
- Tak - powiedział z uśmiechem, a gołąb wylądował na jego ramieniu.
***
Musiał przyznać, że dworek Bloodshedów był naprawdę ładny. Weszli do środka, a Nathaniel podszedł do kobiety, podejrzewał, że mama chłopaka, która krzątała się blisko drzwi wyjściowych. Zaczęli o czymś rozmawiać, a Al podejrzewał, że o jego sytuacji. Po rozmowie podeszła do niego z delikatnym uśmiechem i uścisnęła jego rękę.
- Miło cię poznać, Allen. Możesz zostać tak długo, jak zechcesz. Nathaniel zaraz znajdzie ci jakiś pokój. Mamy ich tyle, że spokojnie się pomieścimy.
Uśmiechnął się do niej i podziękował jej, idąc za przyjacielem. Pokazał mu kilka ważnych pomieszczeń oraz jego pokój. Szczerze to czuł się bardzo niekomfortowo z tym wszystkim. Zaledwie kilka godzin był jeszcze w Ameryce, a teraz... Zapewne nie wróci tam zbyt szybko.
Zamarł, gdy Nathaniel wspomniał o jego krwi. Nie chciał, żeby ten dowiedział się o tym w takich okolicznościach. Na szczęście nie potępił go w żaden sposób, a zaakceptował go. Cicho odetchnął z ulgą. Nie potrzebował niczego więcej niż jego akceptacji. Zarumienił się lekko na jego całus, ale również delikatnie się uśmiechnął.
- Dobranoc - wyszeptał, gdy chłopak wyszedł za drzwi.
Westchnął, kładąc torbę na podłodze. Zastanawiał się, ile będzie tutaj mieszkał, a znając Nathaniela, nie wypuści go stąd zbyt szybko.
- W co my się wpakowaliśmy? - zapytał gołębia, a ten tylko zagruchał.
Jego zmęczenie z wcześniej dawało się we znaki, więc położył się na łóżku i momentalnie zasnął.
***
Czyli to jednak nie był sen.
Obudził się z samego rana, patrząc na sufit, który na pewno nie był tym, który miał w swoim pokoju.
Naprawdę znajdował się w posiadłości Bloodshedów.
Wstał, wyciągając z torby pierwsze lepsze ubrania i swoją kosmetyczkę. Niepewnie wychylił głowę zza drzwi, zerkając czy ktoś znajduje się na korytarzu. Na szczęście nie. Szybko wszedł do łazienki i zamknął się w niej na klucz. Załatwił toaletowe sprawy i wyszedł stamtąd. Odłożył kosmetyczkę w swoim nowym pokoju i usiadł na łóżku, zastanawiając się, co powinien teraz zrobić. Szczerze to bał się opuszczać swój pokój bez Nathaniela lub Serge'a obok. W końcu się przełamał i po godzinie wyszedł z pomieszczenia. Przypomniał sobie słowa chłopaka, o tym, że niedaleko znajduje się pokój Nata, więc postanowił go odwiedzić. Zapukał do pierwszych drzwi, wchodząc po cichym "Proszę."
- Adkins?
Na łóżku siedział Serge.
- Co ty tutaj robisz? - zapytał, marszcząc brwi.
- To długa historia - mruknął, pocierając swoje ramię.
- Mam dużo czasu, chętnie posłucham.
Czy powinien? Nie znał tak bardzo Serge'a, jak znał Nathaniela. Z drugiej strony był jego bratem i oboje sobie ufali. Wziął drżący oddech, zajmując miejsce obok niego. Otworzył usta z zamiarem opowiedzenia wszystkiego, ale wtedy otworzyły się drzwi i do środka wszedł nikt inny, jak Nathaniel.
- Dzień dobry Serge, Allen - przywitał ich z lekkim uśmiechem. - Pozwolisz braciszku, że pożyczę go na chwilę.
Blondyn skrzywił się, ale nie powiedział ani słowa.
- Chodź Al, pokażę ci coś.
Allen skinął głową, wychodząc z pokoju wraz z chłopakiem.
- Więc co chcesz mi pokazać? - zapytał.
- Absolutnie nic - zachichotał. - A przynajmniej nic w tym momencie nie przychodzi mi na myśl.
- To dlaczego-
- Ratowałem cię przed niezręczną dla ciebie sytuacją - wzruszył ramionami. - Pewnie jesteś głodny, chodź, zjemy śniadanie.
- W porządku - odparł, idąc za nim, jak podejrzewał w stronę kuchni.
<Nat? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz