W ostateczności zrezygnowała z tego, nie chcąc siać niepotrzebnego zamieszania.
Westchnęła cicho, patrząc na księżyc na niebie. Temperatura była całkiem przyjemna jak na początek czerwca. Oczywiście, wiał wiatr, ale nie był on taki zimny. Opatuliła się bardziej swoim sweterkiem, zastanawiając się, co powinna zrobić.
Chciała pomóc Susan oraz Serge'owi, ponieważ oboje najwidoczniej coś do siebie czuli, ale byli zbyt nieśmiali, by sobie to wyznać.
No dobrze, Serge się odważył, ale się pomylił i poniekąd spieprzył.
Włoszka go jednak nie winiła, a bardziej robiła to ze sobą.
Gdyby wtedy nie zaczepiła Susan, a odeszłaby z biblioteki bez słowa, to Serge rozmawiałby tylko z rudowłosą i to jej zostawiłby kartkę. Wtedy nie byłoby mowy o żadnej pomyłce.
Zaśmiała się na myśl, że to zepsuła.
Nie posiadała zmieniacza czasu, ale gdyby go miała, to najprawdopodobniej cofnęłaby się i zmieniłaby bieg wydarzeń, obserwując wszystko z boku.
Może i nie miałaby miłych wspomnień i nadal byłaby znana jako najbardziej zgorzkniała osoba w szkole, ale nie przejmowałaby się tym z jednego, prostego względu.
Susan i Serge byliby szczęśliwi.
A mimo że nastolatka wydawała się dużą egoistką, to naprawdę zależało jej na szczęściu innych.
Uśmiechnęła się smutno, wstając ze schodów.
Musiała wymyślić jakiś plan, żeby ich spiknąć.
Nawet jeśli miałoby to jej kosztować najgorszą cenę, zrobiłaby to.
Po to byli przyjaciele, prawda?
***
Następny dzień przeżyła, zaczął się jak zwykle. Obudziła się z samego rana, chociaż przez to, że nie doświadczyła minimalnie siedmiu godzin snu, nie wyglądała zbyt obiecująco, a jej humor był zniszczony. Niemal zapomniała o tym, że przedwczoraj praktycznie była w skowronkach, ponieważ jej ciężki charakter zajął ją od środka.
Od razu jak wróciła do dormitorium, zabrała się za napisanie listu do swojej siostry bliźniaczki. Ona była bardziej doświadczona, jeśli chodziło o sprawy miłosne, więc mogłaby jej pomóc. Zamiast iść prosto na śniadanie, zahaczyła o sowiarnię i wysłała wiadomość jednym z przebywających tam sów. Miała nadzieję, że był to jeden z tych bez właścicieli i nie dostanie żadnego ochrzanu.
Gdy tylko zeszła do jadalni zaczęła szukać wzrokiem Susan. Chciała z nią porozmawiać i powiedzieć, co wydarzyło się wczoraj, a raczej dzisiaj. Oczywiście ominęłaby parę szczegółów, jak na przykład to, jak rozczarowany wyglądał blondyn, kiedy zamiast Susan pojawiła się Luciana.
Czuła się źle z ukrywaniem tego, ale na razie musiała, to zignorować.
No, chyba że sprawy wymknęłyby się spod kontroli, to wtedy coś by napomknęła, ale miała nadzieję, że tak nie będzie.
Znalazła ją siedzącą niedaleko wyjścia. Bez zastanowienia usiadła obok niej.
- Hej - powitała od niechcenia, robiąc sobie kanapki z samym pomidorem.
- Cześć - mruknęła, a jej wzrok wlepiony był w stół.
Luciana nie musiała nawet myśleć, by wiedzieć, że jej towarzyszka jest załamana.
- Co do tego liściku-
- W porządku, nie gniewam się... Rozumiem.
- Nie, posłuchaj mnie - westchnęła, zerkając na nią - I spójrz na mnie. Nie lubię, jak mój rozmówca na mnie nie patrzy.
Susan podniosła głowę, okazując zaczerwienione od płaczu oczy.
Oh, czyli było aż tak źle.
- Owszem, poszłam się z nim spotkać-
Drgnęła na te słowa, a jej oczy momentalnie się zaszkliły.
- -ale powiedziałam mu zgodnie z prawdą, że do niego nic nie czuję. Nadal masz szansę - uśmiechnęła się do niej delikatnie.
Zrobiła dobrze, prawda?
Chyba jednak nie, ponieważ Wilczek, zamiast rzucać się jej w ramiona z podziękowaniem, tylko parsknęła.
- Szansę? Jaką szansę?! On kocha ciebie i najprawdopodobniej będzie to robił przez długi czas. Na mnie nigdy nie spojrzy tak samo!
- Skąd wiesz - zaczęła spokojnie - warto próbo-
- Nie, nie, nie - warknęła. - Nie będę tego słuchać, to nie tobie pękło serce na pół, to nie ty przepłakałaś całą noc z tego powodu. Zrozum to. Niech wejdzie to do twojej małej główki - on mnie nie kocha i kochać nie będzie!
Luciana otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale po raz kolejny jej przerwano.
- Nie oczekuj też, że ci podziękuję za twoje bohaterstwo! Ha, znalazła się! Osoba, która jeszcze wczoraj nawrzeszczała na niewinną osobę, teraz chce mi wielce pomóc!
Przez moment było cicho.
Wszyscy, którzy usłyszeli ich "kłótnię" patrzyli na nie zainteresowane dalszym rozwojem.
- Susan... - zaczęła niepewnie.
- Po prostu zostaw mnie w spokoju - wydukała, wstając od stołu i wybiegając z pokoju.
Tym razem spojrzenia zwróciły się w stronę Włoszki. Niektórzy patrzyli na nią z dezaprobatą, inni zaś z rozczarowaniem.
No jasne.
Znowu wyszła na tą złą.
A ona tylko chciała pomóc.
<Susan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz