sobota, 30 czerwca 2018

Od Nathaniela do Allena

Cisza w ogóle mu nie przeszkadzała. Leżał tak, patrząc w sufit. Chciał podnieść dłoń, by odgarnąć włosy z twarzy, jednak zorientował się, że nie może tego zrobić, coś ją blokowało. Spojrzał nieco w bok, by zobaczyć ich złączone dłonie. Naprawdę nie puścił jej zaraz po przeprosinach?
Na jego policzkach po raz pierwszy od dłuższego czasu pojawił się delikatny rumieniec, który nadał jego bladej twarzy odrobiny koloru.
Nie puścił jednak dłoni Allena. Czuł przyjemne ciepło, jakiego nigdy nie zaznał od kogoś innego niż brat czy matka. Jego dziadkowie nigdy nie byli zbyt uczuciowi, tak samo jak wujostwo i reszta rodziny, o ojcu nie wspominając.
Dupek. Zrobił dziecko innej kobiecie, zranił jego matkę i sprawił, że Serge jest najmniej akceptowanym członkiem rodziny, po czym uciekł nie wiadomo gdzie i stać go tylko na przysyłanie dwóch listów miesięcznie. A przynajmniej było go stać. Od dłuższego czasu Nathaniel nie otrzymał ani jednego listu.
-Au - usłyszał syknięcie Allena i zorientował się, że mocno zacisnął dłoń na jego ręce.
-Wybacz - powiedział, rozluźniając uścisk i pogładził jego dłoń kciukiem.
Nathaniel, co ty, do cholery, wyprawiasz?
-Nie szkodzi - powiedział chłopak, uśmiechając się delikatnie i podrapał się nerwowo po karku.
Ten bałwan Adkins potrafił być naprawdę uroczy, pomyślał, a na jego twarz wstąpił ledwo zauważalny uśmiech.
Podniósł się delikatnie i syknął cicho, gdy poczuł ból w ramieniu. A pielęgniarka mówiła, że ma się ruszać jak najmniej. Mówiła.
-Dlaczego po prostu nie użyjesz tych kropli, tak jak kiedy wsadziłeś dłoń do kotła?
-To nie działa na złamania - wyjaśnił spokojnie. -Gdybym zdarł sobie mięśnie z kości, to owszem, ale na same kości nie działa.
Allen pokiwał głową, podczas gdy Nathaniel usiłował podnieść się do siadu. Kątem oka zauważył, jak młodszy kolega podnosi się, by mu pomóc.
Nie puszczaj dłoni, proszę, nie - pomyślał, jednak z jego twarzy nie dało się wyczytać żadnych emocji. Po prostu pozwolił, by Allen delikatnie objął go w talii, a następnie posadził Nathaniela, jakby był zrobiony ze szkła. Później wrócił na swoje miejsce.
-Dziękuję - powiedział.
Myślał, że Allen już zabrał swoją dłoń, jednak Bloodshed znów poczuł to przyjemne ciepło. Naprawdę to zrobił?
Cholerne włosy.
Nathaniel dmuchnął, usiłując przesunąć swoje włosy, które spadały mu na oczy. Mógł też co prawda potrząsnąć głową, jednak nie pozwalało mu na to usztywnienie barku. Jego szyja poruszała się bardzo sztywno i nie pozwalała na szybkie i mocne ruchy.
W pewnym momencie włosy zniknęły z jego oczu za sprawą delikatnej dłoni Allena. Oczy Nathaniela rozszerzyły się lekko, jego serce na moment przestało bić, gdy zobaczył twarz chłopca tuż przy swojej twarzy. Spojrzał w śliczne, miedziane oczy chłopca przepełnione blaskiem. Policzki młodszego kolegi pokryły się mocnym rumieńcem i Bloodshedowi wydawało się, że on też na moment przestał oddychać.
Dłoń chłopca całkowicie przykryła policzek starszego, Nathaniel wstrzymał oddech, a w jego oczach pojawił się blask, jakiego nikt nigdy u niego nie widział. Allen nachylił się lekko nad pokiereszowanym chłopakiem, który uśmiechnął się nieco szerszej niż zwykle, pokrywając się delikatnym rumieńcem.
Z tym rumieńcem i blaskiem w oczach Allen wyglądał tak uroczo, tak niewinnie, że można by się zakochać.
Zaraz.
Co.
Chyba naprawdę mocno oberwał.
Nathaniel otrząsnął się i spojrzał na chłopaka przytomnym wzrokiem.
-Co robisz? - zapytał.
-Ja... - odsunął się gwałtownie. - Wydawało mi się...
Szukał wytłumaczenia i najwyraźniej nie potrafił go znaleźć, ponieważ zaczął rzucać nerwowe spojrzenia wokół siebie.
-Nieważne, nic się nie stało - powiedział Nathaniel.
Nagle poczuł się senny, bardzo senny. Jego powieki zaczęły opadać, co młodszy kolega musiał zauważyć, ponieważ Nat poczuł okrywającą go pierzynę. Ten mały był naprawdę uroczy i chłopak zaczął się zastanawiać, dlaczego prawie wszyscy w szkole traktują czerwonowłosego tak przedmiotowo.
Gugu już siedział na ramieniu swojego pana, gruchając jakby na pożegnanie.
-Papa, Gugu - uśmiechnął się delikatnie.
-Gruuu!
Zaśmiał się cicho. To niesamowite, jak często się śmiał, odkąd poznał Allena.
-Dobranoc, Nat.
-Dobranoc, Lisku - powiedział sennie, a jego powieki opadły zanim jego młodszy kolega opuścił salę.

***

Nie!
Nie, nie, nie.
Nie!
Nie powiedział Allenowi, że go nie będzie!
Co jeśli chłopak pomyśli, że Nathaniel już nie chce dłużej udzielać mu korepetycji?
Pozostało tylko mieć nadzieję, że tak się nie stanie.
Minęło kilka dni odkąd Nathaniel w końcu doszedł do siebie. Niestety nie miał czasu, by powiedzieć Allenowi o chwilowej przerwie w korepetycjach, ponieważ musiał jak najszybciej wyjść z zamku.
Siedział teraz w głębszej części lasu znajdującego się na obrzeżach szkoły. Nie mógł zagwarantować, że i tym razem zachowa przytomność umysłu podczas przemiany. Co prawda dużo ćwiczył, jednak nie zawsze wszystko musi się udać, prawda?
W końcu nadszedł ten czasu. Księżyc wisiał nad jego głową, oświetlając okolicę. Nathaniel przygotował się na nadchodzący ból.
Najpierw poczuł okropny ból głowy, jakby ktoś chciał mu rozsadzić czaszkę od wewnątrz. Upadł na kolana i poczuł, jak jego kończyny się rozciągają. Wbił palce w ziemię i wrzasnął przeraźliwie, gdy jego twarz zaczęła zmieniać się w wilczy pysk.
W końcu jednak przemiana dobiegła końca i Nathaniel wstał, rozejrzał się i zaczął węszyć. Część niego była w pełni świadoma tego, co się dzieje, zaś druga część chciała dać się ponieść instynktowi bestii.
Jego wycie rozdarło powietrze, zaburzając grobową ciszę panującą w lesie.
Przechadzał się w swej drugiej postaci, co jakiś czas napotykając inne magiczne stworzenia, jednak nie był nimi zainteresowany. Modlił się tylko o to, by nie napotkać innego wilkołaka i nie wdać się z nim w bójkę, które zwykle kończyły się tragicznie. Nie chciał mieć na sumieniu innej osoby.
Poczuł, że jest głodny.
No tak, w końcu nic nie jadł przed wyjściem z zamku, a nie pozwoli sobie na uśmiercenie jakiegokolwiek stworzenia. Nie będzie jadł zająca tylko dlatego, że nie jest magiczny.
Jednak strona bestii zaczęła brać górę i po pewnym czasie Nathaniel zaczął biegać po lesie w poszukiwaniu czegokolwiek do jedzenia.
Do jego nozdrzy dotarł miły zapach, niezwykle znajomy, co wydało mu się dziwne. Natychmiast pobiegł w tamtą stronę, po czasie orientując się, że prowadzi do obrzeży lasu.
Zatrzymał się gwałtownie, gdy zobaczył przechadzającego się zaledwie kilka metrów dalej Allena. Co on sobie myślał? Dobrze wiedział, że uczniowie nie mogą opuszczać terenu szkoły po zmroku, a Nathanielowi nie wydawało się, by lunatykował.
Nagle Allen zatrzymał się i spojrzał w jego stronę, chłopak zobaczył przerażenie w jego oczach.
Nie mógł się zdradzić, ale nie mógł też dłużej tu zostać. Nie chciał go skrzywdzić, gdyby nagle jego wilkołacza strona wzięła górę.
Adkins najwyraźniej nie miał zamiaru się ruszyć. Po prostu stał i patrzył na niego, jakby stracił zdolność ruchu.
Nathaniel rozwarł paszczę i warknął na niego. Musiał go przegonić. W pobliżu mogły się znajdować inne wilkołaki.
Allen nadal się nie ruszył. Nathaniel podniósł się na tylnych łapach, co sprawiło, że teraz był trzy razy wyższy od chłopaka. Po raz kolejny rozwarł paszczę, ukazując ostre, białe zęby i ryknął mu prosto w twarz. Adkins upadł i cofnął się, a gdy Nathaniel uniósł łapę, jakby przymierzał się do uderzenia go, chłopak uciekł.
Opadł na cztery łapy i patrzył, jak chłopak ucieka, oglądając się za siebie.
Wybacz, Allen - pomyślał.

***

Dwa dni później, kiedy doszedł do siebie po przemianie, wrócił do szkoły i jak zwykle był bardzo aktywny na lekcjach. Całe szczęście, że pełnia wypadała w weekend i nie musiał teraz nadrabiać zaległości.
Przemierzał szkolny korytarz w poszukiwaniu jednej, konkretnej osoby. Musiał sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku po ich spotkaniu w lesie.
Zobaczył go opierającego się o ścianę i wbijającego wzrok w ziemię. Natychmiast ruszył w jego stronę.

<Allen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz