Susan odwróciła się, by wrócić do swoich przyjaciół, jednak znów wróciła wzrokiem do odchodzącej dziewczyny. Jakby się nad tym zastanowić, to nie była ona taka zła. Kto wie, może tak naprawdę była przemiłą osóbką, która po prostu nie radzi sobie z problemami...
A tam, pieprzysz - mruknęła sama do siebie, po czym zdała sobie sprawę, że przyjaciele wlepiają w nią wzrok.
-Ups - uśmiechnęła się nerwowo. -Wybaczcie, znowu mówiłam sama do siebie.
-Musisz coś z tym zrobić, Susan, inaczej w końcu stanie się tak, że nauczyciel będzie coś do ciebie mówił, a ty znów odpłyniesz i mrukniesz "spierdalaj", a wtedy nie ujdzie ci to na sucho.
-Hej, nie odlatuję na lekcjach! - spojrzała na chłopaka, który tylko uśmiechnął się krzywo.
-Jasne. Szczególnie, gdy patrzysz na młodego Bloodsheda.
-Chodzi ci o Serge'a? - zapytała. -Mamy ze sobą najwyżej trzy lekcje.
-I zawsze na tych trzech nie da się z tobą skontaktować - powiedziała stojąca obok niej dziewczyna.
-A, pieprzysz - powiedziała, tym razem jednak skierowała te słowa do koleżanki.
Przyjaciele zaśmiali się, po czym każdy poszedł w swoją stronę. Susan westchnęła i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia. Lekcje już dawno się skończyły, a jej przyjaciele już wcześniej coś sobie zaplanowali.
Zapowiadał się kolejny cudowny dzień w szkolnej bibliotece.
Siedziała na swoim stałym miejscu, z górą książek na stole przed sobą. Była w trakcie czytania jednej z nich, gdy nagle usłyszała kroki. Zobaczyła, że to dziewczyna, której nie tak dawno dała w twarz. Czego mogła chcieć?
Już miała otworzyć usta, by coś powiedzieć, jednak przerwał jej chłopięcy głos:
-Och, szukałem tej książki. Widzę, że masz wiele innych, mógłbym ją sobie wziąć? - Serge Bloodshed, istne bóstwo wskazywało leżącą obok Susan książkę.
-Jasne - odpowiedziała, uśmiechając się przyjaźnie. - Zawsze robię zapasy, żeby ktoś przypadkiem nie zabrał mi książki sprzed nosa.
-Rozumiem - chłopak uśmiechnął się, zabierając książkę. -Do zobaczenia jutro na... astronomii?
-I sumach.
-No tak, sumy - wzdrygnął się. -Do zobaczenia!
Pomachała mu, starając się nie przybrać barwy buraka, po czym spojrzała na stojącą obok niej dziewczynę, która unosiła jedną brew.
Plan na nieprzekształcenie się w buraka wziął w łeb i Susan stała się czerwona jakby ktoś wylał na jej twarz wiadro farby.
<Karbonara?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz