Skierował się w stronę łazienki, by dokonać porannej toalety i przeanalizować swój sen.
Właśnie, jego sen.
Jedyne co chłopak mógł sobie przypomnieć ze swojego snu, to rumieniący się Allen, tłukący fiolki i niezdarnie czyszczący kociołki. Po raz pierwszy od bardzo dawna Nathaniel nie miał żadnych koszmarów.
Kiedy już był gotowy wyszedł z łazienki i wyjął z kieszeni szaty kawałek pergaminu z rozpiską zajęć na cały tydzień. Dzień zapowiadał się ciekawie, ponieważ składał się prawie w całości z jego ulubionych lekcji. Astronomia, Opieka Nad Maicznymi Stworzeniami, Obrona Przed Czarną Magią, Mugoloznawstwo i wiele więcej. Do tego spora część lekcji odbywała się z uczniami z Foxmunditi, co, nie wiedzieć czemu, wywołało mały uśmiech na twarzy Bloodsheda.
Wyszedł z dormitorium, zabierając wcześniej potrzebne mu książki. Na zewnątrz czekał na niego Serge, podrzucając w dłoni małą piłeczką.
-Hej, brzydalu - przywitał starszego brata ze złośliwym uśmieszkiem.
-Hej, kurduplu - odpowiedział, uśmiechając się delikatnie.
-Ej! To, że jestem niższy od ciebie nie znaczy, że jestem kurduplem!
Nathaniel zaśmiał się cicho, po czym razem z bratem ruszył w stronę plątaniny korytarzy. Odprowadził go pod jego klasę, ponieważ miał po drodze, po czym odszedł, by przywitać się z nauczycielem Astronomii.
Lekcja jak zwykle była dla niego ciekawa. Chętnie pochłaniał wiedzę, jaką starali mu się przekazać nauczyciele. Był za to wdzięczny, nie to co banda tych bałwanów, która nie pojmowała wielkości wiedzy ukrytej w gwiazdach.
Kolejna lekcja, którą uwielbiał. Opieka Nad Magicznymi Stworzeniami. Uczęszczał na te lekcje razem z uczniami Foxmunditi, wśród których wielu z nich miało dobrą rękę do zwierząt. Nathanielowi brakowało zajęć praktycznych, podczas których mógłby mieć kontakt z niektórymi ze stworzeń. Wiedział, że nauczyciele nie mogą pozwolić na kontakt uczniów ze smokami czy ghulami, ale przecież nie zaszkodziłoby od czasu do czasu zobaczyć na własne oczy, jak w naturalnym środowisku zachowują się jednorożce czy gryfy.
Toteż tego dnia był szczęśliwy, gdy okazało się, że profesor przyprowadził jedno z oswojonych przez siebie zwierząt. Było to stworzenie niezwykle piękne i dumne, spokrewnione z feniksem. Nathaniel nie musiał nawet otwierać podręcznika, by upewnić się, że to gromoptak. Wszędzie rozpoznałby to stworzenie, jak i wiele innych. Młodzieniec był zaskoczony, ponieważ nie spodziewał się, że nauczyciel pozwoli uczniom na kontakt ze stworzeniem, które osiąga w Ministerstwie kategorię czwartą niebezpieczeństwa.
Profesor długo opowiadał im, skąd się wywodzą, gdzie żyją i czym się żywią. Nathaniel wiedział to wszystko, ponieważ od dawna chciał zostać Magizoologiem i przeczytał chyba wszystkie istniejące książki traktujące o magicznych stworzeniach. Patrzył z zachwytem na ogromnego, złotego ptaka, który dumnie poruszał głową.
-Może ktoś wie, jak należy się z nim obchodzić? - zapytał profesor. -Nathaniel, wydaje mi się, że ty wiesz coś na ten temat.
-Tak, profesorze. Kiedy spotkamy gromoptaka w naturalnym środowisku w żadnym wypadku nie powinniśmy go prowokować. Jest on zdolny do przywoływania burz, więc łatwo mógłby nas zranić piorunem, a nawet jeśli nie, od czegoś ma masywny dziób i ogromne szpony. Nie są łatwe w oswojeniu i raczej unikają ludzi, dlatego są tak rzadko spotykane. Większość uważa, że to stworzenia zadufane w sobie, podobnie jak hipogryfy, ale tak naprawdę są wrażliwe, jak wszystkie inne stworzenia. Jeśli spotkamy na swojej drodze gromoptaka powinniśmy oddać mu należyty szacunek, a może wtedy pozwoli, by obserwowano go z pewnej odległości.
-Ładnie, Nathanielu. Pięć punktów dla Mystervusu.
Lekcja ciągnęła się dalej, a młodzieniec nadal nie mógł oderwać wzroku od ptaka. W końcu uczniowie się rozeszli, a wtedy Bloodshed podszedł do nauczyciela.
-Przepraszam, profesorze, czy mógłbym go dotknąć?
-Chcesz, żeby odgryzł ci rękę? - nauczyciel uniósł brwi. -Są nieprzewidywalne.
-Całą lekcję spokojnie przesiedział. Wiedział, że nikt z nas nie miał względem niego złych zamiarów.
-Dużo wiesz na ich temat. Często zabierasz głos na moich zajęciach. Powiedz, chłopcze, nie myślałeś może nad tym, żeby zostać Magizoologiem?
-O niczym innym nie marzę, ale rodzina naciska, żebym został aurorem, tak jak oni.
-Och, mam rozumieć, że nie mają pojęcia o twoich planach.
Nathaniel pokręcił głową, na co profesor westchnął, po czym dał chłopakowi zezwolenie na podejście do stworzenia. Bloodshed podszedł powoli do gromoptaka, który zakołysał się niespokojnie i wydał z siebie ciche chrypnięcie.
-Hej, malutki - powiedział Nathaniel. -Nie zrobię ci krzywdy. Pozwolisz mi się dotknąć?
Wyciągnął rękę w jego stronę. Ptak kłapnął kilka razy dziobem, po czym pochylił łeb, a wtedy Nathaniel pogłaskał go delikatnie, a mały uśmiech wstąpił na jego usta.
-Naprawdę je kochasz - usłyszał.
Odwrócił wzrok i zobaczył Allena Adkinsa, uśmiechającego się przyjaźnie. Czyżby chłopak słyszał jego rozmowę z nauczycielem? Bloodshed mógł tylko mieć nadzieję, że nie przekaże tego dalej.
-Nie sposób ich nie kochać - odpowiedział, wracając spojrzeniem do ptaka. Gładził pióra na jego głowie, drugą ręką przytrzymując jego masywny dziób. Zwierzę podniosło nieco łeb i spojrzało złotymi oczami w oczy chłopaka. -Chcesz go dotknąć? - zapytał, sam nie do końca wiedząc, dlaczego.
-Um... no nie wiem... Są nieprzewidywalne, prawda?
-Po prostu spokojnie podejdź.
Allen podszedł do Nathaniela, który wyciągnął do niego rękę. Chłopak zawahał się, zanim podał dłoń towarzyszowi, zapewne już wyobrażając sobie siebie bez ręki. Nathaniel delikatnie chwycił Adkinsa za nadgarstek i powoli przyłożył dłoń czerwonowłosego chłopca do głowy stworzenia. Na twarzy młodszego kolegi pojawił się delikatny uśmiech. Ale co to, czy to rumieniec na jego twarzy? Aż tak podniecił się tym, że dotknął magicznego stworzenia?
Później udał się na Mugoloznawstwo, zostawiając Allena ze stworzeniem, które delikatnie pociągnęło za jego czerwoną grzywkę. Lekcja minęła szybko, tak jak zwykle.
I tak jak zwykle tylko Nathaniel słuchał wypocin profesora na temat mugoli, bo wszyscy wokół twierdzili, że są o niebo lepsi od niemagicznych ludzi, chociaż trzy czwarte z nich było w połowie mugolami lub miało mugoli w rodzinie.
W końcu nadszedł czas na korepetycje z Adkinsem. Nathaniel zastanawiał się, czym dzisiaj zaskoczy go ten chłopak.
Szło mu naprawdę dobrze, tylko prawie wysadził szkołę w powietrze, ponieważ pomylił składniki.
-Allen, do cholery - warknął. -Chcesz nas pozabijać? Jak mogłeś nie odróżnić skóry boomslanga od skóry vatera?
-Pomyliłem się!
-Boomslang ma łuski, a vater sierść, pustaku! - posłał mu groźne, pełne rozczarowania spojrzenie.
Allen pochylił głowę, a na jego twarz wstąpił ogromny rumieniec.
-Ja... przepraszam... - wydukał.
Czy on płakał?
Nathaniel poczuł ukłucie w klatce piersiowej, kiedy usłyszał zdławiony głos Allena. Nie sądził, że chłopaka aż tak dotkną jego słowa.
Chciał go przeprosić, naprawdę chciał to zrobić, jednak przeprosiny nie przeszły mu przez gardło.
-Koniec na dziś - powiedział zamiast tego i wyszedł.
Coś mu mówiło, że tym razem nie zaśnie tak szybko.
***
Następnego dnia, czyli w sobotę, miał się odbyć mecz Scorpalorii Mystervus kontra Foxmunditi. Nathaniel nie wiedział, czy będzie w stanie skupić się na grze, widząc markotną twarz Adkinsa.
Wsiadł na miotłę i wzniósł się w powietrze wraz z resztą drużyny. Czekali na znak rozpoczęcia gry, jakim było wyrzucenie w górę czerwonego kafla.
Drużyny szły łeb w łeb, co z resztą nie było dziwne - te domy nigdy nie brały do drużyny byle kogo.
Chłopak nie mógł przestać myśleć o sytuacji z poprzedniego dnia i dobrze wiedział, że rozmyślanie nad tym nie przyniesie jego drużynie zwycięstwa.
-Nathaniel! - usłyszał.
Odwrócił głowę i zobaczył pędzący w jego stronę tłuczek.
Ból był niesamowity. Zarówno ten, gdy dostał tłuczkiem w głowę, jak i ten, gdy z ogromną siłą uderzył w ziemię. Ochraniacze na kolana i łokcie na nic się nie zdały. Nathaniel czuł ogromny ból przeszywający całe jego ciało. Podniósł dłoń i dotknął swojego czoła. Spojrzał na nią, gdy poczuł pod nią coś mokrego.
Szlag.
Jego dłoń cała była brudna od ciemnoczerwonej krwi. Chłopak spróbował wstać, ale nie potrafił się ruszyć. Do jego uszu dobiegał tylko szum rozmów zaniepokojonej widowni.
-Nathaniel! - usłyszał. To na pewno był Serge. Zobaczył burzę rudych włosów. To musiała być przyjaciółka jego brata, Susan. Przybiegła też jakaś dziewczyna z Curiosicatu. Jak jej było? Luciana?
-Nat?! - usłyszał. Ktoś wołał do niego zdrobnieniem?
Wszystko wokół wirowało. Widział pochylające się nad nim zamazane twarze. Usłyszał głośny gwizdek, którego dźwięk wbijał mu się głęboko w czaszkę, powodując okropny ból głowy.
Zemdlał.
<Allen?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz