-Musisz uważać. Gdyby to była fiolka mogłaby się stłuc - powiedział tylko i wrócił na swoje miejsce. Allen krzątał się po sali, szukając zapomnianego przez siebie składnika. Nie wiedział, że Nathaniel ukrywa go pod swoją szatą.
-Nie ma jednego składnika.
-Improwizuj. Skorzystaj ze swojej wiedzy.
Allen przez chwilę kręcił się w kółko, po czym wziął się do roboty. Starał się. Nie było co do tego wątpliwości - Bloodshed polubił tego dzieciaka. Co było dziwne, bo tak naprawdę nigdy wcześniej nikogo nie polubił. Nie tak szczerze. Postanowił się tym nie przejmować i po prostu dalej patrzeć, jak Adkins robi swoje.
-Gotowe.
Nathaniel wstał i przyjrzał się wywarowi.
-Ładnie poradziłeś sobie z improwizacją - powiedział, po czym położył zabrany wcześniej składnik na stole. -W nagrodę dam ci jedną fiolkę tego eliksiru. Bez obaw, mam zezwolenie od nauczyciela. Pisemne. Pokazać ci?
-Nie trzeba.
Allen rozlał eliksir do buteleczek, po czym zabrał się za czyszczenie kociołka. Kiedy już byli przy drzwiach Nathaniel wyciągnął w jego stronę dłoń z fiolką wypełnioną złotym płynem. Allen zabrał ją i przez chwilę na nią patrzył, po czym przeniósł swój wzrok na Bloodsheda.
-Do czego mam to wykorzystać?
-Nie wiem. Może chcesz się umówić z jakąś dziewczyną, albo chłopakiem... Może wolisz zostawić na wypadek czegoś ważniejszego. To już twój wybór. Chodź, niedługo zacznie się wieczorna uczta, a wolałbym się nie spóźnić.
Szli w milczeniu w stronę sali, w której zwykle jadali posiłki. Kiedy weszli do środka większość uczniów już tam była. Nathaniel odwrócił się do Allena.
-Będę czekał jutro o tej samej porze. Takie same zasady jak dzisiaj. Z resztą, zobaczymy się na lekcjach. Do zobaczenia, Al - powiedział, po czym odszedł w stronę swojego stołu.
Czy on nazwał go zdrobnieniem?
Nie wiedział, dlaczego to zrobił i chyba wolał nie wiedzieć. Czyżby aż tak polubił tego dzieciaka? Usiadł na swoim miejscu i w ciszy spożywał jedno z najpopularniejszych dań świata - płatki kukurydziane. Kiedy podniósł wzrok zobaczył wpatrującego się w niego Adkinsa. Nathaniel westchnął. Czyżby był aż tak straszny, że dzieciak wpatrywał się w niego takim wzrokiem? Kiedy stwierdził, że już się najadł wstał i wyszedł z sali, wcześniej dając kuksańca swojemu bratu robiąc to tak, by tylko oni dwaj zauważyli. Kiedy już znalazł się w wieży swojego domu stanął przed lustrem i spojrzał na bliznę między jego szyją a ramieniem, po czym przeniósł wzrok na księżyc. Pełnia była coraz bliżej.
Położył się i zamknął oczy, starając się jak najszybciej zasnąć. Śnił mu się Adkins, który krzątał się przy kociołkach, przewracał fiolki i rumienił się jak szalony.
<Al?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz