Susan zamrugała kilkukrotnie, nie rozumiejąc na początku, o czym mówi Luciana. Po chwili wzięła głęboki oddech, przycisnęła trzymaną w rękach książkę i odwróciła wzrok.
-Nie chciałam wam przeszkadzać... - powiedziała smutno.
-Przeszkadzać? W czym? - zapytała zaskoczona Włoszka.
-Nie udawaj głupiej - Susan spojrzała na nią gniewnie. -Dobrze wiesz, że mu się podobasz. Najpierw zaprasza cię na spotkanie o północy, teraz dobrze się razem bawicie... Widzę, co się dzieje, Luciana. Nie unikam go. Po prostu... Nie chcę wam przeszkadzać. Najwidoczniej nie mnie było dane. Ale cieszę się, jeśli wy jesteście szczęśliwi - uśmiechnęła się delikatnie. - Muszę iść, do zobaczenia.
Odwróciła się i odeszła, przyciskając książkę do piersi.
Nim się obejrzała zderzyła się z kimś, a książka omal nie wypadła jej z rąk. Nie stało się to, dzięki Serge'owi, który ją przytrzymał. Spojrzał na nią i zaśmiał się cicho.
-Ostatnio coraz częściej na siebie wpadamy - powiedział, po czym spojrzał na okładkę książki. -Co tam masz? Och, tego właśnie szukałem... No cóż, chyba będę musiał sobie poradzić inaczej.
-Możecie przecież się nią podzielić - Luciana wyrosła przed nimi jak spod ziemi. -Pracować razem, każdy do swoich celów... takie tam - posłała Serge'owi porozumiewawcze spojrzenie.
-Um... jeśli Susan się zgodzi, to dlaczego nie?
Susan popatrzyła to na chłopaka, to na przyjaciółkę, zastanawiając się, o co im chodzi. Co to za dziwne spojrzenia? I jak długo Luciana im się przyglądała?
-Jasne. Luciana, ty też jej potrzebujesz?
-Nie, nie, ja już mam, czego chciałam - pomachała trzymaną w ręce książką i skierowała się do wyjścia. -Papa!
-Pa! - pomachali jej na pożegnanie i zajęli miejsce przy ławie pod oknem.
Dziewczyna wyjęła swoje zeszyty i kilka innych książek, położyła je na stole i zabrała się do pracy. Zagadnęła Serge'a do czego potrzebuje akurat tej książki, skoro jest rok starszy i mają teraz inny materiał.
-Wprowadzamy teraz rozszerzenie i musimy sobie przypomnieć podstawy - odpowiedział, wzruszając lekko ramionami.
Susan pokiwała głową ze zrozumieniem i wróciła do robienia notatek. Serge zastukał długopisem w blat stołu i westchnął cicho. Spojrzał na skupioną na zadaniu dziewczynę.
Starała się skupić na zadaniu i nie zwracać uwagi na siedzącego blisko niej chłopaka. Miała ochotę się rozpłynąć, zniknąć. Bliskość tego chłopca kiedyś może sprawiała jej przyjemność i owszem, sprawiała nadal, jednak teraz poza tym czuła też rozsadzający ją od środka ból.
-Susan? - usłyszała po pewnym czasie.
-Tak? - zapytała, podnosząc głowę znad zeszytu.
-Bo... pomyślałem, że...
Położyła książkę na ławie i spojrzała na niego z zaciekawieniem. Przechyliła delikatnie głowę, nie spuszczając z niego swoich zielonych oczu.
Serge wziął głęboki wdech. Teraz, albo nigdy.
-Pomyślałem, że może ty i Luciana mogłybyście wpaść do nas na święta. Rozmawiałem o tym z Nathanielem. Mamy w domu dużo wolnych pokoi i mama też nie będzie miała nic przeciwko. Od pewnego czasu Allen mieszka z nami, a im więcej tym weselej, nie?
Susan uśmiechnęła się delikatnie.
-Pewnie, czemu nie?
TAK, TAK, TAK!!!
-Pewnie, czemu nie? - uśmiechnęła się delikatnie.
Serge również się uśmiechnął, a Susan pomyślała, że zaraz się rozpuści. Spojrzał na nią ciepło, a to spojrzenie sprawiało, że robiło jej się gorąco.
-Susan, wszystko w porządku? Dostałaś rumieńców...
-Och, tak, wszystko w porządku. Czasami tak mam - zaśmiała się nerwowo.
Zaraz.
Czy ona na pewno chciała jechać do Bloodshedów? A co, jeśli nagle dostanie ataku? Co, jeśli przypadkiem zrobi komuś krzywdę? Co, jeśli wezmą ją za dziwaka?
-Cieszę się, że nas odwiedzisz - głos chłopaka wyrwał ją z zamyślenia. - Muszę iść...
-Właściwie to ja też muszę się zbierać, jest już późno.
-Odprowadzić cię pod wieżę?
-Dlaczego nie?
Spędzili te kilka minut na przyjemnej rozmowie. Susan dużo się śmiała, a i jemu dopisywał humor. Kilkoro uczniów powracających do swoich dormitoriów posłało im dziwne spojrzenia, jednak nikt nie tego nie skomentował.
Zatrzymali się przed schodami prowadzącymi na wieżę Lumentis.
-Cóż... do zobaczenia jutro. Dobranoc.
-Dobranoc - odpowiedziała, a później poczuła na swoim policzku jego ciepłe usta.
Uśmiechnął się do niej i posłał jej ciepłe spojrzenie, a ona poczuła, jak jej policzki płoną. Chłopak odszedł, a oniemiała dziewczyna stała tak jeszcze przez chwilę, aż w końcu powstrzymała pisk szczęścia i chęć skakania w kółko. Udała się do swojego dormitorium, by tam zasnąć z szerokim uśmiechem na twarzy.
Następnego dnia Serge miał wyjątkowo dobry humor. Uśmiechał się do wszystkich, nawet do największych wrogów, mówił "dzień dobry" każdemu nauczycielowi. W końcu gdzieś na korytarzu zobaczył Włoszkę zmierzającą na lekcje. Czym prędzej ruszył w jej stronę, by wszystko jej opowiedzieć.
-Luciana!
Susan szła w kierunku sali do Transmutacji, nucąc coś pod nosem. Była niezwykle wesoła i uśmiechała się do wszystkich. W pewnym momencie zobaczyła idącą nieopodal Lucianę. Szybko skierowała się w jej kierunku, chcąc opowiedzieć jej, co wydarzyło się poprzedniego wieczora.
-Luciana!
<Luciana! cx >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz