czwartek, 20 września 2018

Od Allena do Nathaniela

Chłopak wpatrywał się z szokiem wymalowanym na twarzy na Nathaniela. Zerknął na rękę, którą go złapał i jęknął ze strachem, widząc, jak pazury wbijają się w jego skórę. Wrócił wzrokiem na starszego Bloodsheda, którego źrenice były pionowe. Tak jak wtedy przy tych łobuzach. Chciał się wyrwać, ale Nat zacisnął się mocniej na jego ręce.
- Puść! - rozkazał.
- Jeżeli obiecasz mi, że stąd pójdziesz. Błagam.
- Obiecuję. Zostaw mnie w spokoju! - wrzasnął.
- "Przepraszam" - pomyślał, gdy w końcu go puścił.
Zrobił kilka kroków w tył, jednak nie odszedł.
- Allen, obiecałeś! - wrzasnął, wijąc się z bólu.
- Czasem łamię obietnice - powiadomił go, przejeżdżając palcami po zranionej ręce.
Nie zdziwił się, kiedy została na nich krew.
- Allen! Pro-!
Blondyn spojrzał na swojego towarzysza, gdy nagle zamilkł. Przez słabe światło księżyca nie widział dokładnie, co się dzieje.
- Nat? - zapytał, powoli do niego podchodząc.
Wrzask przeszył powietrze, a Allen z zaskoczenia przewrócił się na ziemię i wpatrywał się na stworzenie przed nim.
Wilkołak.
- Nat?! Nat! - zaczął wołać z paniką, mając nadzieje, że wilkołak go nie zaatakował.
Ku jego zdziwieniu, bestia drgnęła na jego wołanie, przekrzywiając łeb.
Zamarł.
Pazury, pionowe oczy...
Oczywiście, że tak! Dlaczego wcześniej na to nie wpadł?! Nathaniel był wilkołakiem!
To było coś, z czego nie powinien się cieszyć...
Zaczął się cofać, patrząc na... chłopaka (potwora?) przed nim. Cóż za ironia, że jego ukochany musiał być czymś, czego poważnie się bał.
Wilkołak głośno zawył, podchodząc do niego. Nastolatek próbował wstać, jednak strach za bardzo go sparaliżował, więc jego ruchy były wolne i niezdarne. Jego oddech przyśpieszył, a po policzkach płynęły łzy. Zostanie zabitym przez swojego byłego, nie było jego wymarzoną śmiercią.
Gdy tylko poczuł, jak Nathaniel delikatnie go dotyka, w jego żyłach wybuchła ogromna ilość adrenaliny. Gwałtownie się odwrócił, wstał i zaczął biec przed siebie. Miał gdzieś gałęzie, które biły go po twarzy, rękach i żołądku. Miał gdzieś, że jego oddech, jak i nogi błagały o litość. Biegł, jakby nie było jutra, jakby od tego zależało jego życie. W sumie to... zależało.
Mógł słyszeć tupot kroków za sobą. Stworzenie go goniło. Starał się przyśpieszyć, ale jego ciało zaczynało odmawiać mu posłuszeństwa. Myślał, żeby się poddać. Oddać się na pożarcie tej krwiożerczej bestii, ale szczęście postanowiło być dziś po jego stronie. Kątem oka dostrzegł posiadłość Bloodshedów. Ten widok sprawił, że dostał nowej motywacji do przećwiczenia swojej wytrzymałości. Wybiegł z lasu, a po kilku minutach opuścił również teren pobliskiej łąki, znajdując się całkowicie na terenie Bloodshedów. Kiedy upewnił się, że stworzenie za nim nie biegło, usiadł na fontannie i próbował złapać i uspokoić oddech. Miał dzisiaj już jeden atak astmy, nie potrzebował drugiego, jednak biorąc pod uwagę, jak szybko biegł... Wstał i ciężko oddychając, ruszył w stronę wejścia do budynku. Wszedł na piętro, na którym znajdował się jego pokój, żeby spotkać przed jego drzwiami Serge'a. Najwidoczniej miał zamiar zapukać w drzwi, ale zauważył Allena i zatrzymał swoje ruchy.
- Merlinie, co ci się stało?! - zapytał, patrząc na niego zaniepokojony.
No tak. Przez to wszystko zapomniał o wszystkich obrażeniach, które zrobiły mu drzewa. Nastolatek chciał mu odpowiedzieć, ale świszczący oddech mu na to nie pozwolił.
- Znowu? Jak często dostajesz te ataki? Ugh, nie jest to teraz ważne. Nie umiem tej skomplikowanej magii, którą wykonuje Nathaniel, więc będziesz musiał użyć swojego dziwnego urządzenia, czy czegoś tam. Nie wiem. Nie znam się.
Kiwnął głową, wchodząc do pokoju. Wyciągnął inhalator z torby, włożył końcówkę do ust i nacisnął odpowiedni guzik. Lek po chwili wypełnił jego płuca, sprawiając, że poczuł się lepiej. Wyjął sprzęt i zaczął brać głębokie oddechy. Kiedy jego oddech się już uspokoił, położył się na łóżku.
- Tyle? Nie powiesz mi, co się stało?
- Nie - mruknął.
Drugi chłopak westchnął i usiadł obok niego na łóżku.
- W porządku... Trzeba cię jednak opatrzyć. Wyglądasz jak żywa śmierć - zachichotał niezręcznie.
- Tia - ponownie mruknął.
Blondyn opuścił pomieszczenie, żeby wrócić po chwili z apteczką oraz z różdżką w dłoni.
- Niektóre obrażenia bez problemu załatwimy zaklęciami, ale myślę, że znajdą się takie, które bezpiecznie będzie potraktować samodzielnie wykonanymi opatrunkami.
- Mhm.
- Usiądź - nakazał.
Adkins zrobił to niechętnie, wbijając wzrok w swoje kolana.
- Wiesz, jeśli nie zdejmiesz koszuli, to dużo nie zdziałam.
Przewrócił oczami, wykonując polecenie. Serge zajął się jego ranami bez słowa, a Allen przez ten cały czas myślał o tym, co wydarzyło się w lesie. Nie wiedział, co miał o tym myśleć. Bać się? Chyba powinien. Dla Nathaniela w tamtym momencie był niczym, jak tylko kawał mięsa, jednak... reagował na swoje imię. Wilkołaki raczej nie reagowały na takie rzeczy, prawda? Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym. Przypomniał sobie, jak kilkanaście miesięcy temu szukał Gugu. Spotkał przy krawędzi lasu wilkołaka. Ten go nie zaatakował, choć mógł to zrobić. Czy to mógł być Nathaniel? Nie szło tego wykluczyć.
- Skończone - powiedział, chowając nieużyte bandaże do apteczki - Nie powinieneś się zbytnio ruszać w trakcie snu, żeby nie pogorszyć niektórych zranień.
- Okey - kiwnął głową.
- Okey. To ja idę. Dobranoc - powiedział cicho.
Jednak gdy Serge znalazł się przed drzwiami, Allen znalazł odwagę, żeby go zatrzymać.
- Zaczekaj!
Młodszy Bloodshed odwrócił się i spojrzał na niego pytająco.
- Tak naprawdę, to te obrażenia zdobyłem w trakcie ucieczki z lasu - przyznał nieśmiało.
- Po cholerę uciekałeś z lasu? - zapytał, podchodząc do niego.
- Uciekałem przed Nathanielem.
- Przed Nathanielem, ale po- - jego oczy szerzej się otworzyły - Cholera. Opowiedz mi wszystko - zażądał, siadając obok niego i patrząc na niego spojrzeniem, nieprzyjmującym sprzeciwów.
Allen po raz kolejny tego dnia westchnął.
Zapowiadała się długa noc.
***
Po tym, jak wyjaśnił Serge'owi wszystko, ze wszystkimi szczegółami w końcu mógł położyć się spać. Sen jednak nie nadszedł. Nie dość, że nie potrafił zasnąć, to gojące się zranienia okropnie go piekły.
Wstał o szóstej nad ranem, poprawił niektóre bandaże i ubrał się w świeże ubrania. Powinien wziąć prysznic, ale stwierdził, że zrobi to dopiero po śniadaniu. Teraz nie poradziłby sobie ze zdjęciem bandażów oraz ponownym ich założeniu po kąpieli. Zszedł do kuchni, decydując się na zwykłe płatki owsiane. Lodówka była wypełniona dużą ilością pyszności, ale nie widział potrzeby, żeby jeść takie luksusowe pokarmy. Po zjedzeniu posiłku spotkał Serge'a, który pomógł mu ze zdjęciem opatrunków, wziął prysznic, a po ubraniu bielizny i spodni, Serge ponownie, założył nowe bandaże.
- Na szczęście większość wygląda całkiem dobrze. Ponosisz bandaże jeszcze dzisiaj, a jutro już raczej nie będzie takiej potrzeby.
Po tej rozmowie zamknął się w swoim pokoju. Jako że skończył już swoje zadania domowe, nie miał nic szczególnego do roboty. Zdecydował się na kontynuowanie pisania opowiadania, które zaczął kilka miesięcy tematu. Od tej pory "powieść" zyskała wiele nowych stron, wątków oraz przygód. Był dumny ze swojej pracy, ale przez ostatnie przykrości nie miał siły, żeby zmusić się do pisania. Cieszył się, że teraz dostał dawkę weny. Usiadł za biurkiem, zamoczył pióro w kałamarzu i dał się porwać do swojego, wymyślonego świata.
***
Mimo że był grudzień, Allen musiał stwierdzić, że nie było aż tak bardzo zimno. Miał na sobie cienką kurtkę, szalik i rękawiczki. Czapka nie była mu potrzebna.
Po tym, jak jego wena, co do jego historii się wyczerpała, postanowił wyjść na świeże powietrze. Usiadł na krawędzi swojej ulubionej fontanny i patrzył na horyzont. Nudził się okropnie, ale nie chciał niepotrzebnie zawracać głowy Serge'owi, a nikogo innego tutaj nie znał. Może i to dobrze. Czasem się zastanawiał, czy rodzina Nathaniela i Serge'a w ogóle wie o jego pobycie tutaj. Z wyjątkiem ich matki oczywiście.
Zmrużył delikatnie oczy i odchylił głowę do tyłu. Zaczął myśleć o rzeczach, które mógłby teraz zrobić, gdy nagle ktoś złapał go za ramię. Nie przejął się tym, nawet nie patrząc na sprawcę.
- Co tam, Serge? - zapytał, myśląc, że to właśnie blondyn go dotknął.
Jakie było jego zdziwienie, gdy w końcu postanowił otworzyć oczy i zobaczył przed sobą nikogo innego jak Nathaniela. Nathaniela patrzącego na niego ze smutkiem, poczuciem winy i... gniewem?
Allen patrzył na niego ze zdziwieniem i lekką niezręcznością. Przygryzł swoją wargę, odwracając wzrok od chłopaka.
- Cześć - mruknął Nat.
- Hej - przywitał się niechętnie.
- Jestem winien ci wyjaśnienia, prawda?
- Jesteś - przyznał, ale nadal nie raczył go swoim spojrzeniem.
Nie był pewien, czy w ogóle na nie zasłużył.
<Nathaniel?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz