sobota, 22 września 2018

Od Nathaniela do Allena

Pierwsze promienie słońca padły na pysk Nathaniela. Spojrzał na wschód i stał tak, czekając na przemianę. Znów będzie człowiekiem.
Zmiana w człowieka była o wiele mniej bolesna, niż w wilka. Kilka minut później chłopak stał, opierając się o drzewo i próbując złapać oddech.
Pamiętał wyraz twarzy Allena, kiedy go zobaczył. Chłopak był przerażony, bał się go. Nathaniel próbował go dogonić, zatrzymać i udowodnić, że nie zrobi mu krzywdy, jednak Allen najwyraźniej w to wątpił. Z resztą, jak mógł nie wątpić, kiedy kilka minut wcześniej Nat wbił pazury w jego delikatną dłoń...
Dowlókł się do posiadłości, gdzie Serge przywitał go ciepłym, pokrzepiającym uśmiechem i kubkiem herbaty. Nat usiadł na krześle w kuchni i objął naczynie dłońmi, chłonąc jego ciepło.
-Gdzie Allen? - zapytał.
-Przed chwilą wyszedł, chyba siedzi przy fontannie. Był nieźle poharatany...
-Co? - Nat spojrzał na niego zaniepokojony.
-Spokojnie, nic poważnego mu się nie stało. Głównie zadrapania od gałęzi, ale ta rozdrapana dłoń to chyba twoja sprawka.
Nathaniel westchnął i zasłonił twarz dłońmi.
-Mówiłem mu, że ma odejść - jęknął.
-Widocznie się o ciebie martwił - Serge wzruszył ramionami i napełnił kolejny kubek. -Powinieneś z nim pogadać.
-Wiem. Najpierw się umyję i przebiorę. Cuchnę. Powinniśmy się w końcu pozbyć tych gnomów, srają gdzie popadnie.
Serge zaśmiał się cicho, a Nathaniel szturchnął go w ramię. Wstał i udał się do swojego pokoju, by doprowadzić się do odpowiedniego stanu. Wziął szybki prysznic i przebrał się w czyste rzeczy, a wilgotnym włosom pozwolił się ułożyć, jak same tego chciały. Na nadgarstek prawej dłoni obowiązkowo założył chustkę, którą dostał kiedyś od Allena.
Wyszedł na zewnątrz i udał się w stronę fontanny. Zobaczył siedzącego na jej murku chłopaka, wydawał się pogrążony w myślach, twarz miał skierowaną ku niebu.
Podszedł do niego powoli i położył dłoń na jego ramieniu.
-Co tam, Serge? - usłyszał.
Nathaniel nie odpowiedział, w końcu Allen odwrócił się, a na jego twarzy pojawił się wyraz zdziwienia. Bloodshed zobaczył małe ranki na jego twarzy i mocne zadrapanie na dłoni, doskonale zdawał sobie sprawę, że to jego wina. Był też jednak zły, że Allen uciekł, nie pozwalając mu się nawet do siebie zbliżyć.
-Cześć - mruknął.
-Hej - odpowiedział Allen, a Nat aż zadrżał słysząc niechęć w jego głosie.
-Jestem winien ci wyjaśnienia, prawda?
-Jesteś - przyznał, nawet na niego nie patrząc.
Nathaniel czuł się, jakby ktoś ścisnął jego serce w dłoni i spróbował je zgnieść na miazgę.
-Możemy wrócić do mojego pokoju? Wszystko ci wyjaśnię. Wszystko.
Allen przez chwilę wbijał wzrok w ziemię, jednak w końcu wstał i stanął obok Nathaniela. Ruszyli przed siebie, a Nat spróbował nawet dotknąć dłoni chłopaka opuszkami palców, jednak Allen zacisnął ją w pięść i przycisnął do swojego boku. Nathaniel wziął głęboki wdech, usiłując powstrzymać chęć rozpłakania się jak dziecko.
W końcu dotarli na miejsce. Nathaniel przepuścił Allena w drzwiach i poprosił go, by usiadł. Chłopak bez przekonania usadowił się na łóżku starszego chłopaka, nadal na niego nie patrząc. Nathaniel zniknął na chwilę, by wrócić z dwoma kubkami pachnącego kakao. Podał jeden z nich Allenowi, a ten przyjął go z obojętną miną. Nat przez chwilę wpatrywał się w płyn w swoim naczyniu, po czym westchnął.
-Dobrze, zacznijmy od tego, że... przepraszam. Przepraszam, że ci nie powiedziałem. Bałem się, że się wystraszysz i... i miałem rację. Już raz spotkałeś mnie w formie wilkołaka. Wtedy, kiedy szukałeś Gugu na błoniach. Bałem się, że napotkasz jakiegoś innego wilkołaka, albo że stracę nad sobą kontrolę i zrobię ci krzywdę, więc postanowiłem cię przegonić. Przepraszam.
Allen kiwnął głową, a Nat nie był pewny, czy jego przeprosiny zostały przyjęte.
-Stałem się taki kiedy byłem dzieckiem. Byliśmy z mamą i Sergem na wycieczce w górach i coś mnie podkusiło, żeby wyjść sobie na nocny spacer. Zapuściłem się daleko w las i poczułem tylko, jak coś przygniata mnie do ziemi, a później był tylko ogromny ból w barku - odsłonił swój bark, na którym znajdywał się ślad po ugryzieniu.
Allen podniósł wzrok, wziął oddech, gdy zobaczył bliznę na ciele Nathaniela.
-Krzyczałem wniebogłosy, aż w końcu znalazł mnie Serge. Młodszy ode mnie rzucił się na bestię i po prostu ją ze mnie zepchnął. Później przyszła mama i przegoniła wilkołaka kilkoma zaklęciami. Pamiętam zaniepokojoną minę mamy i głośny płacz Serge'a. Mogłem umrzeć.
Zapadła cisza. Nathaniel wbił wzrok w pościel przed sobą, gładząc kciukami brzegi kubka.
-Czy ja... mogę dotknąć? - podniósł wzrok, słysząc to.
Pokiwał głową i znów odsłonił bliznę na barku. Allen pochylił się do przodu i dotknął jej opuszkami palców. Nathaniel zadrżał, a gdy chłopak już miał zabrać rękę chwycił jego nadgarstek i wtulił policzek w jego dłoń.
-Brakowało mi twojego dotyku - powiedział cicho.
Przez chwilę patrzyli sobie w oczy, jednak w końcu Allen odwrócił wzrok.
-Powinienem wyjaśnić ci coś jeszcze. Wyjaśnić, dlaczego z tobą zerwałem.
Allen zamknął oczy, a Nat odchrząknął, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.
-Nie chciałem.
-To dlaczego to zrobiłeś?
-Musiałem.
-Niby kto cię zmusił? - Allen wydawał się coraz bardziej zdenerwowany.
-Posłuchaj, Allen. Ród Bloodshedów to ród krwi niebieskiej, niezwykle szanowany. Od wielu pokoleń istnieje u nas coś w rodzaju... tradycji. No i... Pamiętasz, jak pisaliśmy do siebie listy?
Allen kiwnął głową, jednak po chwili zastanowienia jego źrenice skurczyły się. Spojrzał na Nathaniela.
-Aranżowane małżeństwo.
Nat pokiwał głową. Allen przeczesał włosy palcami, wyraźnie zestresowany. Odłożył swój kubek na bok, a Nat zrobił to samo, chrząkając cicho.
-Próbowałem rozmawiać o tym z moją rodziną i jedynie mama mnie poparła, ale reszta rodziny niezbyt za nią przepada, więc mój sprzeciw był daremny. Mówiłem im, że to bez sensu, żebym żenił się, podczas gdy jeszcze nie skończyłem szkoły, ale oni po prostu chcą to mieć już z głowy.
-Um... Kto jest twoją narzeczoną?
-Annie Larson. Jest naprawdę miła, ale... ja tego nie chcę... Chcę być z tobą, Allen.
-Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zapytał.
-Bo nie chciałem cię ranić, ale chyba zraniłem cię jeszcze bardziej. Przepraszam - zasłonił twarz dłońmi i poczuł, jak po jego policzkach spływają łzy.
Poczuł obejmujące go ramiona Allena. Nie zastanawiając się długo odwzajemnił uścisk i wtulił twarz w ramię chłopaka, mocząc rękaw jego koszulki.
-Przepraszam...
Poczuł jego dłoń głaszczącą go kojąco po głowie. Podniósł twarz i spojrzał na Allena, dotknął dłońmi jego policzków i pogłaskał je czule.
-Allen, tak bardzo cię przepraszam... Kocham cię, Allen. Kocham ciebie i tylko ciebie. Nie chcę tego małżeństwa, chcę być z tobą, mój Lisku...
-Wiem, Nat, wiem...
-Błagam, wybacz mi...
-Wybaczam ci, Nat.
Nathaniel podniósł się i spojrzał mu w oczy, po czym pocałował go czule. Poczuł, jak Allen odwzajemnia pocałunek i całkowicie się w nim zatracił. Tak bardzo tęsknił za tym chłopcem, za jego ciepłymi ustami, obejmującymi go ramionami. Tęsknił za pełnym miłości spojrzeniem jego miedzianych oczu, za jego uśmiechem, delikatnym dotykiem, jego głosem i jego barwnym śmiechem.
Materac zaskrzypiał, gdy Allen uderzył w niego plecami. Poczuł delikatny dotyk palców Allena na swoich policzkach, dłoń wsuwającą się w jego włosy.
-Lisku? - zapytał, niechętnie odsuwając swoje wargi od jego ust.
-Tak?
-Bo widzisz... - odwrócił wzrok, nie bardzo wiedzą, jak ubrać w słowa to, co chciał mu powiedzieć.
-No dalej, wyduś to z siebie - Allen dotknął jego policzka wierzchem dłoni.
Nat zamknął oczy i wziął głęboki oddech, po czym spojrzał ukochanemu w oczy.
-Allen, jesteś moim pierwszym chłopakiem, pierwszą i jedyną miłością. Przeżyłem z tobą swój pierwszy pocałunek i chciałbym przeżyć z tobą wszystkie następne. Chciałbym przeżyć z tobą wszystkie swoje pierwsze razy. Pierwsze i następne. Tylko z tobą.

<Allen?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz