Allen szedł za nimi przerażony tym, co stało się zaledwie kilka minut wcześniej. Wyszedł na chwilę z pokoju, żeby pójść do kuchni "pożyczyć" kilka pasztecików dyniowych na drogę, ale nie przeszedł nawet pięciu metrów, kiedy zaczepili go ci chłopcy. Pociągnęli go za sobą do jednego z pustych korytarzy i zaczęli gnębić. Niby nic nowego, więc się nie przejmował przezwiskami do czasu, gdy rzucono go na kolana i... no. Gdyby nie Serge'y i Nathaniel... Wolał o tym nie myśleć. Jednak jego strach nie pochodził tylko z powodu próby molestowania. Również przestraszył się jego chło- byłego chłopaka. Racja, obronił go przed tymi chuliganami, ale gdy tylko spojrzał w jego oczy, przeszedł go dreszcz. Źrenice chłopaka były pionowe, a tęczówki zimne, z niebezpiecznym błyskiem, który mógłby zabić, a nawet rozszarpać. Podrapana szyja jednego z łobuzów również nie dawała mu spokoju. Nat nie mógł mieć takich ostrych paznokci. Pionowe źrenice, ostre paznokcie... Coś mu to przypominało, ale nie był pewien co.
- Wszystko w porządku? - zapytał go Serge.
- Chyba - mruknął.
- Twój bagaż jest już w pociągu? - wtrącił się Nathaniel.
- Tak.
- Dobrze - skinął głową - Chodźmy szybciej, bo odjadą bez nas.
Przyśpieszyli kroku, a po kilku minutach byli już w pociągu. Chłopak oderwał się od towarzystwa Bloodshedów, zajmując jeden z pustych przedziałów. Nadął policzki, gdy zdał sobie sprawę, że ostatecznie nie dodarł do kuchni. A szkoda, bo właśnie teraz potrzebował czegoś do przekąszenia. Nie wiedział, co powinien o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony był przerażony Nathanielem, a z drugiej chłopak patrzył na niego z taką miłością, że nie chciał się go bać. To wszystko było za bardzo skomplikowane. Dlaczego to zawsze on musiał być zaplątany w rzeczy, których nie rozumie? W rzeczy, które go wręcz dobijają? Miał już dość tego, co działo się wokół niego. Chciał mieć tylko spokojne, miłe życie na raz. Czy prosił o zbyt dużo?
Ciemne myśli znowu zaczęły nękać jego umysł, ale je zignorował. Nie powinien się teraz użalać nad sobą, bo doprowadzi to do sytuacji, których będzie żałować.
Westchnął cicho, opierając twarz o okno. Pociąg w końcu ruszył.
Zapowiadała się długa podróż.
***
Patrzył na drzwi rezydencji Bloodshedów z lekką niechęcią. Po co on tu w ogóle przyjechał? Wszystko w tym miejscu przypominało mu o miłych chwilach spędzonych z Nathanielem. Teraz byli od siebie jeszcze dalej, niż przed rozpoczęciem ich związku. Nie chciał tutaj być.
Zrobił kilka kroków w tył, wpadając na coś po drodze. Odwrócił się za siebie, a jego wzrok spotkał Serge'a.
- Gdzie idziesz? - zapytał, podnosząc brew.
- Nigdzie - odpowiedział zbyt szybko, z krzywym uśmiechem.
- A mi się wydaję, że gdzieś się wybierałeś - stwierdził. - Dobrze wiesz, że mnie nie okłamiesz, Adkins. Co jest?
- To nic - westchnął.
Nie chciał go męczyć swoimi zapewne wymyślonymi problemami.
- Skoro tak sądzisz - mruknął - Jednak jeśli uciekniesz do lasu, to obiecuję, że cię znajdę i zamknę w piwnicy, zrozumiano?
Nastolatek zadrżał na intensywność i powagę tych słów.
- Jasne, to nie tak, że miałam taki zamiar - zachichotał nerwowo.
- Racja - uśmiechnął się niewinnie.
Blondyn minął go i podszedł do drzwi, po czym spojrzał na Allena i na swojego brata, który przez cały czas był świadkiem tej sytuacji.
- Idziecie czy nie?
Brązowooki bardzo chciał powiedzieć "nie", ale przypominając sobie ostatnią groźbę młodszego Bloodsheda, posłusznie przeszedł przez próg.
Z tego, co jak na razie zauważył, nic nie zmieniło się od czasu, kiedy był tutaj po raz pierwszy. Rozejrzał się dookoła, kładąc na chwilę swoją walizkę na ziemi.
- Mój pokój jest nadal w tym samym miejscu?
- Tak - odpowiedział mu Nathaniel.
Skinął głową, unikając jego wzroku. Podniósł swój bagaż i ruszył w stronę pomieszczenia. Gdy już się tam znalazł, zamknął drzwi, rzucił walizkę obok łóżka, a on sam położył się na posłaniu, schował twarz w poduszkę i po kilku minutach żałosnego łkania, zasnął.
***
Po krótkiej drzemce nie miał dużo do roboty. Gdziekolwiek nie poszedł, widział siebie i Nathaniela, gdy ci zaczynali ze sobą chodzić. To coraz bardziej psuło humor chłopaka. Postanowił więc zostać w swoim pokoju resztę dnia i odrobić prace domowe, którą zadało mu parę nauczycieli. Zrobienie wszystkiego zajęło mu niecałe trzy godziny. Było już trochę późno, więc postanowił się przebrać w piżamę i pójść spać. Niestety, mimo idealnych warunków do snu, nie umiał zasnąć. Nie było to dobrym znakiem, bo dzień wcześniej również nie zmrużył oka. Jego bezsenność zniknęła na czas związku, a teraz najwidoczniej ponownie wróciła. Przygryzł wargę z niezadowolenia, powstrzymując się od płaczu. Wylewał już dzisiaj łzy, nie potrzebował kolejnych. Przewracał się parę razy z boku na bok, ale to nie pomagało. Zirytowany wstał i wyszedł na korytarz. Miał zamiar pójść do kuchni z zamiarem wypicia ciepłego mleka, mając nadzieję, że mu to pomoże, ale zatrzymał się, kiedy minął drzwi do pokoju Serge'a. A może...
Podszedł do nich i nieśmiało w nie zapukał. Nie dostał żadnej odpowiedzi, jednak nie powstrzymało go to przed wejściem do środka. Nacisnął powoli klamkę i cicho otworzył drzwi. W pomieszczeniu było ciemno, a nastolatek mógł dostrzec przyjaciela leżącego na łóżku. Westchnął cicho, mając zamiar zamknąć drzwi.
- Coś się stało?
Podskoczył na nagły głos i z szokiem wpatrywał się w Serge'a, który na niego patrzył. Mógł przysiąść, że zaledwie kilka sekund wcześniej miał zamknięte oczy...
- Uh-
- Jeśli znowu mnie okłamiesz, obiecuję, że uderzę cię w twarz.
Westchnął ponownie.
- Nie umiem zasnąć - przyznał, unikając jego wzroku.
Serge patrzył na niego, zamrugał leniwie i chrząknął coś pod nosem. Po chwili odsunął się od krawędzi łóżka, kładąc się po stronie ściany.
- Co ty ro-
- Chodź tutaj - powiedział, podnosząc kołdrę.
- Co-?! Nie, nie mu-
- Chodź. Tutaj - powtórzył, jednak nieco ostrzejszym tonem.
- "Dlaczego on jest taki straszny?!" - przeszło mu przez myśl.
Wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi.
- Jesteś pewny? - upewnił się, podchodząc do łóżka.
- Gdybym nie był, to bym ci tego nie proponował.
Skinął głową, niezręcznie kładąc się obok niego. Leżeli przez kilka minut w ciszy, aż w końcu odważył się odezwać.
- Wiesz, że i tak to pewnie niczego nie zmieni, nie? I tak nie zasnę.
- Mogę ci powiedzieć baję lub zaśpiewać kołysankę, jeśli chcesz - odparł żartobliwie.
Zachichotał, przewracając oczami.
- Wątpię, że to pomoże.
- Musisz zasnąć.
- Wiem - jęknął.
Znowu cisza.
- To porozmawiajmy. Lepsze to niż nic.
- Racja - zgodził się.
Zaczęli kilka głupich tematów, które okazały się dla nich bardzo trafne. Śmiali się i opowiadali sobie różne historie. Allen czuł się o wiele lepiej niż wcześniej. Czuł, jak ogromny ciężar znika z jego barków. Tego mu właśnie brakowało. Beztroskiej rozmowy. Ziewnął głośno, przerywając tym wypowiedź Serge'a.
- Oho, czyżby ktoś był zmęczony?
- Trochę - przyznał.
- Myślę, że wystarczy na dzisiaj.
- Zgodzę się - mruknął, z zamiarem wstania, ale przed tym powstrzymała go dłoń na jego ramieniu.
- Gdzie idziesz?
- Uh... Do mojego pokoju?
- Możesz dzisiaj tutaj spać, nie mam nic przeciwko - stwierdził.
- Na pewno?
- Tak, na pewno.
Uśmiechnął się lekko, po czym odwrócił się do niego tyłem.
- Dzięki.
- To drobiazg.
- Nie, dzięki za wszystko. Za to, że tutaj jesteś i mi pomagasz. To miłe - mruknął sennie i nim się zorientował, w końcu zasnął.
Serge westchnął, patrząc w sufit.
- To naprawdę drobiazg - oznajmił, również zasypiając.
<Serge? c: Nat? >:c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz