niedziela, 24 lipca 2016

Od Susan cd Dominici

Uśmiechnęłam się blado do dziewczyny, nie czułam się zbyt dobrze.
-Susan Wridenchourt, miło mi cię poznać - powiedziałam.
-Z jakiego jesteś domu? - zapytała.
Bardzo ciekawska. Powiem jej, przecież chyba nic się nie stanie.
-Lumentis, a ty?
Dominica podparła się na łokciach i spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Jestem z Drignis.
Muszę przyznać, że niezbyt przepadam za tym domem. Jego uczniowie zawsze wydawali mi się podobni do Curiosicat, jakby ktoś wsadził ich do domu odwagi przez pomyłkę. Może Dominica jest wyjątkiem?
Postanowiłam pociągnąć rozmowę nieco dalej.
-A jak się tu znalazłaś? Mam na myśli skrzydło szpitalne.
Zamyśliła się na chwilę.
-Tak w sumie to nie wiem, chyba dostałam tłuczkiem. Poczułam tylko uderzenie w bok, a później zrobiło się ciemno.
-Całkiem możliwe - powiedziałam. - Kiedyś też dostałam tłuczkiem, nie mogłam się otrząsnąć przez parę dni.
-Au... - syknęła. -No, a ty dlaczego tu leżysz?
Zaśmiałam się cicho.
-Z wredoty ludzkiej. Miałam zielarstwo, była lekcja z mandragorami. Ktoś zdjął mi nauszniki. Całe szczęście, że były to młode mandragory, bo gdyby dojrzały, nie byłoby ze mną dobrze...
-Właściwie to w ogóle by cię nie było - prychnęła Dominica.
-Dokładnie - zaśmiałam się.
Czułam, że się polubimy.
<Dominica?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz