czwartek, 26 maja 2016

Od Susan do ktosia

Jak zwykle obudziłam się przed wszystkimi innymi dziewczynami. Wyjrzałam przez okno i przeczesałam włosy palcami. Ziewnęłam, po czym wstałam i poszłam doprowadzić się do stanu użyteczności publicznej. Rude włosy zostawiłam rozpuszczone, ubrałam czarną szatę, po czym poszłam po książki. Ponieważ lekcje rozpoczynały się dopiero za pół godziny, mogłam sobie trochę poczytać. Później dormitorium ożyło, z sypialni zaczęli wychodzić inni członkowie Lumentis. Oczywiście wszystko robili w niewiarygodnym pośpiechu. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym wzięłam wszystkie potrzebne książki i udałam się na pierwszą lekcję - Obronę Przed Czarną Magią.
Usiadłam w pierwszym rzędzie ławek, aby dokładnie widzieć, co robi nauczyciel i aby wyraźnie go słyszeć. Profesor objaśniał nam, do czego służy dane zaklęcie. Robiłam notatki na fragmencie pergaminu. Jakbym czegoś zapomniała, to przecież mogę zerknąć na karteczkę. Później każdy z nas musiał wyjść na środek sali i pokazać, co potrafi. Tym, którzy nie radzili sobie z rzucaniem czaru, nauczyciel pokazywał, w czym popełniają błąd.
Później udałam się na przerwę. Rozglądałam się i uśmiechałam do poruszających się obrazów. Jak zwykle podeszłam do obrazu przedstawiającego chłopca o jasnych włosach. Znaliśmy się już dość długo, bo aż trzy lata. Przegadałam z nim całą przerwę, po czym udałam się na zielarstwo. Tym razem uczyliśmy się, jak pielęgnować sadzonki mandragor. Zawsze intrygowały mnie te rośliny. Jako jedne z nielicznych wyglądają jak małe, brzydkie, pomarszczone dzieci. No i krzyczą.
Włożyłam nauszniki i wyciągnęłam roślinkę z doniczki. Pomimo tego, iż miałam zakryte uszy, słyszałam krzyki roślinki. Już miałam ją wsadzić do innej doniczki i przysypać ziemią, kiedy ktoś po prostu ściągnął mi nauszniki. Krzyk mandragory uderzył w moje uszy, poczułam ból głowy i upadłam na ziemię. Zemdlałam.
<Ktosiu?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz