niedziela, 29 maja 2016

Od Dominici cd Susan

Od Dominici cd Susan
Jak zawsze wstawałam pierwsza i jeszcze raz spojrzałam na zdjęcie brata i bratanków, które wczoraj dostałam. Cieszyłam się, że ich mam. Ubrałam się w mundurek szkolny i poszłam szybko coś zjeść. Chciałam jak najszybciej skończyć pierwszą lekcję i udać się na lekcje na miotle z uczniami Mystervus. Pierwsze były Eliksiry. Na nich zawsze siedziałam z brunetem Chrisem. Czasami podrzucał mi róże do książek. Przystojny, ale mnie nie kręcił, wolałam inny typ. Profesor nieźle cisnął dzisiaj. Jakoś przetrwaliśmy pierwszą lekcję i szczęśliwi poszliśmy się przebrać w stroje w których gramy w Scorpalorię. Każdy się ustawił przy swojej miotle. Uczniowie z Mystervusu przyglądali się mojej miotle. Owszem brat zafundował mi jedną z lepszych, a prawie najlepszą ale to jedynie dlatego, że byłam w drużynie, ale też, że mnie kochał. Pani zarządziła, że w ramach zajęć pogramy sobie chwile w Scorpalorię. My uradowani podskoczyliśmy i zajęliśmy miejsca. Wzniosłam się w powietrze i kiedy piłki były w grze zaczęłam działać. Zobaczyłam kafla. W błyskawicznym tempie leciałam w jego kierunku. Potem to była chwila, jak usłyszałam:
-Najwyżej będę żałował...
Potem poczułam mocne uderzenie w bok. Miałam mroczki przed oczyma. Trzask i jakiś łomot. Ciemność.
~*~
Obudziłam się w skrzydle szpitalnym, koło mnie leżała jakąś dziewczyna. Podeszła do mnie nauczycielka.
-Co się stało?-spytałam, czując ból w plecach.
-Jeden z Mystervusu uderzył tluczkiem w ciebie i spadłaś z czterech metrów z miotły. Będziesz musiała tu trochę poleżeć.
-Ale jak....
I zanim coś powiedziałam nauczycielki już nie było. Zauważyłam, że dziewczyna obok już się obudziła.
-Cześć, jestem Dominica Victoria Martín Morales, a ty?

[Susan?]

czwartek, 26 maja 2016

Od Susan do ktosia

Jak zwykle obudziłam się przed wszystkimi innymi dziewczynami. Wyjrzałam przez okno i przeczesałam włosy palcami. Ziewnęłam, po czym wstałam i poszłam doprowadzić się do stanu użyteczności publicznej. Rude włosy zostawiłam rozpuszczone, ubrałam czarną szatę, po czym poszłam po książki. Ponieważ lekcje rozpoczynały się dopiero za pół godziny, mogłam sobie trochę poczytać. Później dormitorium ożyło, z sypialni zaczęli wychodzić inni członkowie Lumentis. Oczywiście wszystko robili w niewiarygodnym pośpiechu. Uśmiechnęłam się pod nosem, po czym wzięłam wszystkie potrzebne książki i udałam się na pierwszą lekcję - Obronę Przed Czarną Magią.
Usiadłam w pierwszym rzędzie ławek, aby dokładnie widzieć, co robi nauczyciel i aby wyraźnie go słyszeć. Profesor objaśniał nam, do czego służy dane zaklęcie. Robiłam notatki na fragmencie pergaminu. Jakbym czegoś zapomniała, to przecież mogę zerknąć na karteczkę. Później każdy z nas musiał wyjść na środek sali i pokazać, co potrafi. Tym, którzy nie radzili sobie z rzucaniem czaru, nauczyciel pokazywał, w czym popełniają błąd.
Później udałam się na przerwę. Rozglądałam się i uśmiechałam do poruszających się obrazów. Jak zwykle podeszłam do obrazu przedstawiającego chłopca o jasnych włosach. Znaliśmy się już dość długo, bo aż trzy lata. Przegadałam z nim całą przerwę, po czym udałam się na zielarstwo. Tym razem uczyliśmy się, jak pielęgnować sadzonki mandragor. Zawsze intrygowały mnie te rośliny. Jako jedne z nielicznych wyglądają jak małe, brzydkie, pomarszczone dzieci. No i krzyczą.
Włożyłam nauszniki i wyciągnęłam roślinkę z doniczki. Pomimo tego, iż miałam zakryte uszy, słyszałam krzyki roślinki. Już miałam ją wsadzić do innej doniczki i przysypać ziemią, kiedy ktoś po prostu ściągnął mi nauszniki. Krzyk mandragory uderzył w moje uszy, poczułam ból głowy i upadłam na ziemię. Zemdlałam.
<Ktosiu?>

wtorek, 24 maja 2016